poniedziałek, 24 czerwca 2013

Jak poznasz naszą kulturę, to zrozumiesz...

Pomimo faktu, że od mojego powrotu z Tanzanii minęło już 5 miesięcy, w dalszym ciągu staram się być na bieżąco z tym co dzieje się w Dar. Nie tylko u znajomych, ale w ogóle w mieście. Wbrew pozorom, wpisy na najbardziej popularnym portalu, komentarze i dyskusje ( a ponadto osobiste rozmowy przez skypa) w dalszym ciągu pozwalają mi dość aktywnie śledzić "nastroje" w tym mieście. Swoją drogą jest to też świetna platforma do prowadzenia badań ... ;)
Nie wiem czy wspominałam o tym już wcześniej, ale na FB została założona grupa "I've been a victim of crime in Dar" - której członkami są osoby mające niefortunny zaszczyt bycia ofiarą mniejszej lub większej zbrodni w Dar es salaam, która zazwyczaj ogranicza się do bycia okradzionym lub oszukanym. Celem tej grupy jest podzielenie się przez ofiarę doświadczeniem, które ją spotkało. Żeby było jasne, zadaniem tej strony nie jest tyle użalanie się nad losem ofiary, ile przekazanie konkretnych informacji gdzie, kto i jak dokonał kradzieży, oszustwa, żeby w ten sposób przestrzec i pomóc innym. Faktycznie grupa ma już na swoim koncie spore sukcesy. Do grupy należą jedynie członkowie, którzy padli już ofiarą kradzieży lub oszustwa, a ponieważ ja do nich należę, więc mam stały wgląd w sytuację.
Ostatnio jeden z członków opisał sytuację, której był uczestnikiem, tudzież ofiarą. W jednej z restauracji po zamówieniu jedzenia dla siebie i współtowarzyszy, a  następnie otrzymaniu rachunku, ów człowiek doznał sporego szoku widząc kwotę do zapłaty. Nie będę wchodziła w szczegóły i przeliczała. Ale z pewnością kwota była drastycznie zawyżona. Zanim przejdę dalej szybko wyjaśnię, że restauracje rzadko kiedy mają w Dar cennik, tak samo jak większość sklepików czy barów. Ceny zmieniają się z dnia na dzień. Faktycznie więc fakt, że dzisiaj płacę za jedzenie 20 zł, a jutro za to samo 25 zł, nie robi na nikim specjalnego wrażenia. Niemniej w tej sytuacji, w której znalazł się ów nieszczęśnik cena wywindowała w górę niemal o 100%. Kiedy ów człowiek zawołał kelnera w celu wyjaśnienia sytuacji, kelner zawołał managera. Klient zapytał managera o cenę posiłku lecz ten, w odpowiedzi zadał pytanie o cenę na rachunku. Klient nie odpowiedział, gdyż chciał poznać wersję managera. Ten nie był w stanie odpowiedzieć. W efekcie klient zapłacił cenę o połowę mniej. Bo oczywiście negocjować się da i zazwyczaj Tanzańczycy z uśmiechem na twarzy z chęcią się targują. To co mnie jednak poruszyło w tej historii to nie tyle sama historia, ile komentarze pod nią. Otóż jeden z komentarzy brzmiał mniej więcej tak "kiedy rząd jest skorumpowany, nie spodziewaj się, że gdzie indziej będzie inaczej". Zazwyczaj nie uczestniczę w rozmowach, ale tym razem się zmobilizowałam. I przytoczę tutaj moje osobiste spostrzeżenia, które również umieściłam w komentarzu na FB. Otóż skorumpowany rząd nie jest żadną wymówką. Bo to co się dzieje na szczycie jest efektem pierwotnej i wtórnej socjalizacji. Kiedy dziecko widzi, że rodzice oszukują, to dziecko będzie w przyszłości robić to samo. Kiedy kolega widzi, jak jego znajomi oszukują oczywiste jest, że prawdopodobnie zacznie robić to samo. Są oczywiście wyjątki, ba! nawet tych wyjątków większość, co tylko potwierdza moją teorię, że kultura może być relatywna, natomiast czynniki psychologiczne są uniwersalne, czyli ponad kulturą. Do czego zresztą później jeszcze nawiążę. W odpowiedzi zostałam delikatnie pouczona, że sytuacja w Tanzanii jest taka a nie inna, ponieważ bieda zmusza ludzi do takich działań. Przeciętny Tanzańczyk otrzymuje na miesiąc 65 USD, co jest niższą stawką niż dniówka w wielu krajach Zachodu. Oczywiście nie zaprzeczam i zgadzam się z tym, ale czy to usprawiedliwia zbrodnię? Niestety Tanzańczycy są w większości przekonani, że Biali "śpią na pieniądzach" i że problem biedy nas nie dotyczy. Nie zdają sobie sprawy, że w Europie jest sporo ludzi, którzy żyją tak samo biednie jak ci w Dar. Sama miałam w swoim życiu okres, kiedy musiałam operować 20 zł na tydzień. Ale nie zmusiło mnie to ani do kradzieży, ani do oszustwa, ani do korupcji. Afrykańczycy opanowali do perfekcji wzbudzanie wśród ludzi z Zachodu poczucie winy za ich szkodę (pomijając ich rząd) więc nie wypada, aby biali mieli pretensję o to jak ci drudzy się zachowują. Nie wypada ich również nie rozumieć. Czy generalizuję? Zapewne tak. W końcu jak już wspomniałam osobiście znam Tanzańczyków, którzy zarabiając mniej niż 65 USD nie dopuścili się żadnej kradzieży czy oszustwa i mało tego potępiają takie zachowanie u swoich współobywateli. Kiedy ja zostałam obrabowana przez biednego, brudnego pana, który wyłonił się nie wiadomo skąd, poza strachem i złością towarzyszyło mi również zrozumienie (na tyle na ile). Niemniej w dalszym ciągu uważam, co uważam. Jeśli obrabował mnie biedak, bezdomny, jestem w stanie to zrozumieć, ale jeśli rabunków dokonują zorganizowane grupy, które poruszają się po ulicach Dar Toyotami i często, żyją na bardzo dobrym poziomie, to nikt mi nie będzie udowadniał, że to jest z potrzeby. Bo idąc ta drogą, każdą zbrodnię można usprawiedliwić, począwszy od kradzieży a skończywszy na ataku WTC.
Powyższa sytuacja była jedną z dwóch, które zmobilizowały mnie to tego wpisu. Drugą sytuacją był wpis mojej znajomej również na FB, która żyje w Afryce (nie chcę tu skłamać) ale z 5 lat. W Tanzanii chyba 3 lata. Po tamtejszej rzeczywistości porusza się z niesamowitą gracją, zna bardzo dobrze język i kulturę. Sytuacja mniej więcej rozchodziła się o to, że moja znajoma pozdrawiając kobietę (Tanzankę) straszą o 7 lat, nie pozdrowiła ją zwrotem "Shikamoo" i tamta miała o to chyba pretensje (w Tanzanii ten zwrot używa się do osób starszych i wymagających szacunku). Moja znajoma zadała więc pytanie na swojej ścianie, dlaczego powinna pozdrawiać ową kobietę tym zwrotem, skoro tamta jest zaledwie 7 lat starsza, pomijając już, że powinno być kwestią indywidualną do kogo (patrz: do której osoby starszej) chce ten zwrot użyć. W odpowiedzi padł jeden komentarz, że "taka jest nasza kultura i z czasem ją zrozumiesz" i, że "to jest częsty problem między miejscowymi i wazungus (sic!) (białymi)". Nie dołączyłam się do rozmowy, ale tutaj wyrażę swoją opinię. Po pierwsze w moim mniemaniu jest różnica między mzungu - turystą, a mzungu - rezydentem, który dość długo i dość intensywnie uczestniczy w życiu miejscowej społeczności. Po drugie - i tutaj wrócę do kwestii, którą już wyżej poruszyłam - kultura jest relatywna, ale postawy, oczekiwania, słowem psychologia jest uniwersalna. Różni się więc nie to co robimy, ale jak to robimy. Znajomość kultury mojej znajomej jest więc wystarczająca, bo doskonale ona wie komu, kiedy i co powiedzieć. Ale to czy to zrobi zależy tylko od niej. Bo nie każdemu należy się zwrot "shikamoo", jeśli kogoś uważamy za wystarczająco młodego. Nie wyobrażam sobie, że mając 28 lat zwracam się do 35 letniej kobiety "shikamoo", chyba, że ma ona już męża, dzieci, prezentuje pewne stanowisko i w moim mniemaniu należy się jej szacunek. Jak widać niewiele to różni się od sytuacji u nas w Polsce. Mamy znajomych starszych o 10 lat i powiemy im "cześć", ale pójdziemy do jakiejś instytucji o publicznym charakterze, gdzie za biurkiem siedzi kobieta na pierwszy rzut oka w naszym wieku i do niej zwrócimy się "dzień dobry". Nie wnikam w szczegóły tamtej historii, nie wiem jakie były motywy jednej i drugiej strony i kto miał rację w tym przypadku. Chcę tylko wyrazić moją opinię w kwestii wyjaśnień typu "taką mamy kulturę i akceptuj to". To nie jest dobre wyjaśnienie. Nie można zgadzać się na bycie kształtowanym przez innych tylko  dlatego, że jesteśmy u nich i winniśmy ślepo zawierzyć ich zasadom. Szanować kulturę tak, ale szanować też siebie. Co innego jest zrezygnować z szortów i bluzeczek na ramiączkach wybierając się na Zanzibar, a co innego jest akceptować bycie oszukiwanym, czy "zmuszanym" do zmiany swoich poglądów czy nastawienia. To jest bardzo częsty błąd pojawiający się w kontaktach międzykulturowych i w tym wypadku z premedytacją wytknęłam błędy kultury goszczącej. Bo w końcu to, że jesteśmy gospodarzem we własnym domu nie oznacza, że nasz gość musi zatańczyć dokładnie tak jak mu zagramy, tym bardziej jeśli jest to wbrew ogólnie (bądź jedynie gościa) akceptowanym wartościom.