niedziela, 30 grudnia 2012

Jak to nie ma Wigilii??

W atmosferze świąteczno - noworocznej muszę przyznać się do (z premedytacją wypielęgnowanego) etnocentryzmu. Każdy wie, jaki szok (mniejszy lub większy) przeżywa dziecko w pełni przekonane, że Święty Mikołaj istnieje, a potem nagle odkleja sąsiadowi brodę z waty. Co natomiast musi czuć dorosła kobieta (w dodatku ponoć kulturoznawczyni) która nagle dowiaduje się, że w Wigilię nie ma żadnego zasiadania do stołu i łamania się opłatkiem. I, że to tylko w Polsce taka tradycja....?! A powiem co. Najpierw to, co to małe dziecko, a potem coś zgoła odmiennego - dumę. 'Bo my w Polsce to mamy taką fajną tradycję............'

Często zdarza się, że na obczyźnie człowiek staje się szczerym patriotą. Nagle "nasze" jedzenie smakuje najlepiej, a "nasze" drogi wcale nie są najgorsze, "nasz" język jest piękny i tylko innym się wydaje, że "szeleścimy", no a "nasza" Wigilia?? W okresie świątecznym siła wyższa albo po prostu atmosfera, skłaniają człowieka do refleksji, wspomnień, tęsknoty. Do Wigilii nie było tak źle. Ciężko odczuć atmosferę świąt w kraju, gdzie w grudniu temperatura przekracza grubo 30 stopni, ludzie nie wiedzą, że 6 grudnia po świecie prezenty rozwozi Św. Mikołaj (co nie przeszkadza im nosić mikołajowych czapeczek i wszędzie rozwieszać jego podobizn). Kiedy więc pewnego grudniowego poranka usłyszałam w daladala rozbrzmiewającą z radia świąteczną piosenkę, zapytałam sama siebie "o co chodzi?". 
 Atmosferę odczułam 24 grudnia, przygotowania do Pasterki (bo Pasterka jest, choć ta, na której byłam zaczęła się o 23.00 lokalnego czasu czyli 21.00 w Polsce) zmobilizowały mnie i jednego z ojców aby wyruszyć w podróż do supermarketów w poszukiwaniu gwiazdy betlejemskiej. Tak, supermarkety są w Afryce, gorzej z gwiazdami betlejemskimi. W końcu się udało, promocja: 5 gwiazd za jedyne Tsh 3,900 (czyli nasze ok 8 zł). Powrót i ubieranie szopki. A szopka jaka oryginalna...Ojciec Augustine, który zawsze ma głowę pełną pomysłów tym razem wymyślił, że Jezus urodzi się na łodzi. Jestem bardzo ciekawa Waszej opinii i stawiam tu pytanie za sto punktów jakie jest tego przesłanie?? ;)
Szopki swoją drogą były ładne, niewiele różniące się (poza tą jedną) od naszych polskich szopek, choć jeszcze inna przykuła moją uwagę, kiedy dostrzegłam, że wśród zwierzątek przy żłobku czuwa również żyrafa. 
Pytam się Ojca:
- żyrafa?, 
- no co? przecież tam też mają pustynię co nie?, 
- poważnie? nie wiem co mnie bardziej zaskoczyło: żyrafa i pustynia czy żyrafa i Bliski Wschód.  
Ale po krótkim zastanowieniu dodałam 
- w sumie co się będę dziwić, my też jesteśmy święcie przekonani, że Jezus urodził się w stajni pokrytej czapą śniegu' ;)

Są kartki świąteczne i nie trzeba ich wysyłać daleko, wystarczy wręczyć osobiście (cóż za piękna tradycja, która u nas już zanika), są prezenty, są wizyty w Boże Narodzenie i są piękne kolędy... I nie ma problemu, że kraj jest w połowie muzułmański. Ozdoby świąteczne można zakupić na targu u muzułmanina (fakt biznes is biznes), jako prezent świąteczny otrzymałam od młodego małżeństwa szyitów tradycyjny strój pakistański, który zresztą ubrałam na Pasterkę! Reakcja po mszy? "Ale ładnie wyglądasz! To indyjskie czy pakistańskie?". 
To jest coś co tutaj uwielbiam: ludzie nie oceniają, nie krytykują, są autentyczni i nie są zawistni. I tego właśnie życzę nam Polakom na nowy, nadchodzący rok :)




niedziela, 23 grudnia 2012

Bongo Flava

Uświadomiłam sobie dzisiaj, że w całej mojej dotychczasowej blogowej historii o Tanzanii zapomniałam wspomnieć o bardzo istotnym elemencie kulturowym, który szczególnie widoczny jest w Dar es Salaam. Bongo Flava. Styl muzyczny (z czasem również styl w tańcu) który wyklarował się w Dar Es Salaam na bazie amerykańskiej muzyki hip hop, R&B, ale również reggae czy dancehall. Termin "bongo flava" pochodzi o "bongo flavour", gdzie "bongo" to liczba mnoga od słowa "ubongo" i dosłownie oznacza "mózg". Tutaj w Tanzanii "bongo" to również powszechnie stosowana nazwa dla Dar Es Salaam, gdzie ten styl się narodził. ("Bongo" ma jeszcze inne znaczenie...jest to pewien styl życia miejscowej społeczności, styl życia, który zaczyna się w głowie i który łączy się w walką o przetrwanie w swoim własnym kraju). Pierwszy raz ten termin pojawił się w latach 90. kiedy jeden z lokalnych DJ-ów chcąc wypromować miejscowych muzyków (którzy dotychczas tworzyli na ulicach, miejscowych koncertach czy zlotach), którzy wprawdzie inspirowali się amerykańską muzyką, ale też dzięki korzeniom afrykańskim stworzyli coś własnego. I tak owy DJ po początkowej  zapowiedzi "R&B flavour" ze Stanów, zapowiedział "Bongo Flava" i tak oto, od tego momentu termin ten przyjął się na stałe. 
Bongo Flava stało się tak popularne, że teraz to w Stanach możemy spotkać stacje radiowe, które grają tylko tę muzykę (Chicago), a miejscowi raperzy czerpią inspirację z tego stylu muzyki. 
Sami Bongo - muzycy wyglądają charakterystycznie, kreują się na pewnych siebie, modnych, ukrytych za ciemnymi okularami gwiazdorów. Faktycznie jednak w większości przypadków przesłanie "Bongo flava" jest bardzo poważne, traktuje o problemach społecznych, polityce, a szczególnie korupcji w rządzie, władzy, a także malarii czy HIV/AIDS. Są też i lżejsze przesłania, romantyczne piosenki traktujące o nieszczęśliwej miłości. Niezależnie jednak o treści, to co charakteryzuje ten styl, to słowa - zazwyczaj śpiewane w suahili lub angielskim - do których Tanzańczycy przywiązują dużo wagę. Dlatego historie zawarte w tych piosenkach są często przedstawiane w liryczny i bardzo wzruszający sposób.

Na dowód tego zamieszczę jedną piosenkę. Jest to dość subtelna reprezentacja Bongo Flava i traktuje oczywiście o miłości. Ale umieszczę właśnie ją i właśnie o niej opowiem, ponieważ dzisiaj pierwszy raz ją usłyszałam i w prezencie otrzymałam od znajomych pełną historię powstania tej na pozór zwykłej piosenki. Piosenka chyba z początku tego roku albo z końca poprzedniego. Ali Kiba, piosenkarz, który ją wykonuje opowiada w niej historię, a właściwie jest głosem swojego przyjaciela w pewnej historii ....
Historia oparta jest na faktach. Było dwóch przyjaciół, jeden z nich miał długoletnią przyjaciółkę. Ta przyjaciółka zakochała się z wzajemnością w drugim chłopcu. Przyjaciel postanowił pomóc im być razem. Tak też się stało. Jednak chłopak był zazdrosny o ich wspólnego przyjaciela. Zaczął robić swojej dziewczynie problemy o to, że spotyka się z jej długoletnim przyjacielem - ich wspólnym przyjacielem. Ten przyjaciel w obawie, że związek tych dwojga może się rozpaść przez niego postanowił usunąć się w cień i zerwać z nimi kontakt. Dziewczyna nie mogła się z tym pogodzić i ciężko to znosiła, dodatkowo z powodu złośliwych plotek, które docierały do chłopaka dziewczyna była ofiarą wielu nieuzasadnionych zarzutów ze strony chłopaka. Niedługo po odejściu najlepszego przyjaciela dziewczyna popełniła samobójstwo. Nie zostawiła żadnego listu, żadnego wyjaśnienia. Nikt nie wiedział co się stało. Tylko ten przyjaciel, ponieważ znał całą historię i wiedział, że dziewczyna z całego serca kochała swojego chłopaka, ale nie mogła znieść jego oskarżeń. Ten przyjaciel spotkał się ze swoim starym przyjacielem i wielką miłością swojej przyjaciółki. Zarzucał mu, że jest winny śmierci dziewczyny. Oskarżył go o niesprawiedliwe traktowanie dziewczyny i doprowadzenie do jej śmierci. Po fakcie i ten chłopak uświadomił sobie swój błąd i to, że wszelkie oskarżenia były bezpodstawne. Przyjaciel zadał mu pytanie "jak się teraz czuje po tym wszystkim"? I te zarzuty padają w tej piosence. Ponieważ, jak napisałam, ten przyjaciel dziewczyny, który oskarża jej chłopaka o śmierć jego przyjaciółki, to również przyjaciel chłopaka, który wykonuje tą piosenkę i który opowiedział mu całą historię. 
Co ciekawe, owy ex-chłopak kiedy usłyszał w TV pierwszy raz tę piosenkę nie wiedział, że jest to jego historia, ale fakt, że jest ona tak podobna do jego własnej spowodowała, że ciężko znosił słuchanie tego utworu. Pewnego dnia podczas wywiadu z piosenkarzem usłyszał, że historia zaczerpnięta jest od jego przyjaciela, chłopak wtedy właśnie dowiedział się, że słucha w tej piosence o własnej historii, którą były przyjaciel opowiedział innemu chłopakowi. Co się stało potem z tym chłopakiem nie wiadomo, ponoć również chciał popełnić samobójstwo. Piosenki nigdy więcej nie chciał też słuchać.
Sama piosenka stała się hitem. Ludzie początkowo nie mieli pojęcia skąd zaczerpnięto inspirację, ale po ujawnieniu źródła, piosenka zyskała jeszcze większy rozgłos. 
 Może banalne, może sentymentalne...mnie ujęło. A przede wszystkim świetnie prezentuje autentyczny klimat Bongo Flava. Acha, piosenka nosi tytuł (w wolnym tłumaczeniu) "Miłości ucieka z tego świata". 
                                                      MAPENZI YANA RUN DUNIA

środa, 19 grudnia 2012

Rozmowy autobusowe #3

W poszukiwaniu "prawdy" wybrałam się do Tanzanii, ponieważ gnębiło mnie pytanie o ten pokojowy nastrój, który panuje w kraju (zamieszki były, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni). Jak bardzo banalnie zabrzmi moje odkrycie, jeśli powiem, że Tanzańczycy po prostu są uprzejmi? :) 
To słowo faktycznie jest jednak banalne w tym przypadku. Bo sprawa nie jest taka prosta. Jak usłyszałam dzisiaj od jednego mieszkańca "uprzejmość to nie tolerancja". 

Ale od początku. Faktem jest, że Tanzańczycy są bardzo uprzejmi. Pierwszy obraz można dostrzec na ulicy podczas pozdrawiania, ale na tym nie koniec. Niesamowite jak Tanzańczycy unikają konfliktów. Jakby spokój był priorytetem, najwyższą wartością, pożądanym dobrem, a zakłócanie spokoju to grzech niewybaczalny, który wyklucza cię ze społeczności. 
Początkowo myślałam, że to pojedyncze przypadki, ale pewne sytuacje, których byłam świadkiem, skonfrontowane potem podczas dyskusji oczywiście z miejscowymi, pozwoliły mi dojść do wniosku, że jednak jest to powszechne. Ale również nie takie proste z definicji. 

Mam w głowie kilka przykładów. Zaczęło się od znanego już autobusu. Pierwszą noc na trasie Dar Es Salaam - Kigali, spaliśmy na otwartym terenie. Chronionym i dość obszernym. W rezultacie mieliśmy do wyboru spać albo w autobusie, albo na zewnątrz. Zdecydowana większość wybrała drugą opcję. Ciepło, miło, powietrze... Ja wybrałam pierwszą po zorientowaniu się, że cały tył autobusu będzie dla mnie. Kilka osób również zdecydowało się na autobus. Czasu na sen było mało. Więc szybko do spania i korzystać z nocy. Ale! Po niecałej godzinie, kilka osób z zewnątrz, znudzonych spaniem postanowiło odwiedzić kilka osób z autobusu również znudzonych spaniem. W godny podziwu dla mnie sposób stanęli oni na kole od autobusu, i przez okno prowadzili zawziętą konwersację z tymi z wewnątrz. Śmiechy, żarty, krzyki...i cały autobus uraczył się przymusową pobudką. Ludzie zaspani, podnosili głowy, siadali w pionie i walczyli ze snem, ale zasnąć nie mogli, bo koledzy rozmawiali. I ani jedna osoba, nie zwróciła im uwagi. Wszyscy przerzucali się z boku na bok, siadali, kładli, wzdychali cicho, narzucali ciuchy na głowę, ale nikt nic nie powiedział (ja się nie wtrącałam - ja się nie znam, ale Bóg mi świadkiem co w głowie miałam zaplanowane, żeby zakończyć tę farsę). Do rana jakoś przemęczyliśmy. Kolejna sytuacja w autobusie. Kolega kilka siedzeń przed nami chciał poczęstować jakimiś smakołykami kolegę siedzącego koło mnie. Smakołyki zaczęły odbywać podróż z rąk do rąk. Dosłownie siedzenie przed nami podróż się zakończyła, ponieważ jakieś ręce zanurzyły się w torebeczce, wyłowiły 90% zawartości, wsunęły tą zawartość do buzi i resztę rzuciły do tyłu. Kolega nie złapał, 10% rozsypało się między nogami. I co? Kolega popatrzył wzrokiem zbitego psa i ... cisza! 
Ej o co chodzi? Już nie mówię o kłótni, ale żeby chociaż zwrócić uwagę...
Ja nic nie powiedziałam, ja się nie znam...

Uwrażliwiłam się na tym punkcie do tego stopnia, że po powrocie zaczęłam dostrzegać tego typu sytuacje. Na ulicy chłopak sprzedający gazety. Żeby było jasne nie był natarczywy, tylko wykonywał spokojnie swoją pracę. Jakiś kierowca postanowił zepchnąć go z drogi. Chłopak upadł. Wstał. Popatrzył się na kierowcę wzrokiem trochę pełnym żalu trochę złości i tyle. Tak sobie myślę, że w Polsce to przynajmniej opona z tego samochodu byłaby skopana. 
Kolejny przypadek. Jadę samochodem (jako pasażerka oczywiście) i standardowo kierowca pojazdu, w którym się znajduję bez większego dla mnie zaskoczenia postanowił pojechać na skróty. W tej sytuacji oznaczało to wjechanie na chodnik. No tak się stało, że kierowca musiał w związku z tym rozproszyć grupkę mężczyzn. Grupka się rozproszyła, jeden Pan zawalczył o swoje prawa i zaakcentował uprzejme "PRZEPRASZAM" w kierunku kierowcy. Kierowca zatrzymał się, wychylił głowę za szybę czekając na ciąg dalszy. I ... cisza. Kierowca wsunął głowę z powrotem i odjechał. No to powalczyli o swoje prawa!
Myślę, że przykładów wystarczy, choć mogłabym podać więcej. Na moje pytanie DLACZEGO? słyszę: "czasami na drodze ludzie się niecierpliwią i zatrąbią np. jak daladala zablokuje drogę, bo stanie sobie w poprzek i coś długo zmienić pozycji nie może. Wtedy zdarzy się zatrąbić, ale ludzie zaczynają na ciebie tak patrzeć, że agresywny, że nie wiadomo co, że aż ci głupio".

Zaczęłam zastanawiać się na ile ta uprzejmość to uprzejmość, a na ile po prostu pasywność. A jeśli pasywność, to na ile jest to siła, a na ile jest to słabość? Wiele razy miałam ochotę powiedzieć: "weź się człowieku w garść i zawalcz o swoje". 
Zaczęłam się zastanawiać, że może to nie oni mają problem, tylko ja. Skoro im dobrze funkcjonować w takiej biernej postawie, to ich sprawa. Ale wtedy usłyszałam bardzo ciekawe zdanie z ust jednego Tanzańczyka: "Tanzańczycy to bardzo pokojowy naród, ale właśnie tę cechę nasz rząd wykorzystuje, żeby zniszczyć własnych obywateli". 



piątek, 14 grudnia 2012

...

Nie będę komentowała, jak fatalna jestem w utrzymaniu stabilizacji, nie skomentuję również, że w oryginale jakość dźwięku i obrazu jest sto razy lepsza. Za to powiem, że jestem ich wielką fanką, a ten utwór należy do moich ulubionych. Chłopaki i Don Bosco - niedzielny relaks... ;)


poniedziałek, 10 grudnia 2012

Rozmowy autobusowe # 2

Zdaję sobie sprawę, że społeczność wśród której zazwyczaj przebywam jest charakterystyczna i nie można jej całkowicie porównywać do całej społeczności tanzańskiej. Ale to chyba oczywiste. Oczywistym jest również fakt, że wyjątek stanowi regułę i jakby nie było, ta społeczność (mniej lub bardziej charakterystyczna) ale jednak jest częścią większej społeczności zwanej  narodem tanzańskim. Mogę więc i na przykładzie tych ludzi wyciągać pewne wnioski. I tak też podczas kolejnej rozmowy w autobusie (a potem również w ciągu kolejnych dni z różnymi ludźmi) doszliśmy wraz z moimi rozmówcami do kolejnego wniosku, który zresztą odkryciem Ameryki nie był. A zaczęło się od spodni...
Podczas rozmowy z jednym chłopakiem, który w placówce chrześcijańskiej uczy młodzież nazwijmy to "przystosowaniem do życia w świecie" dowiedziałam się, że kobiety, które noszą spodnie są krótko mówiąc wyzwolone. Słowo "wyzwolone" w tym kontekście oznaczało coś na kształt, "rozwiązłe". Chłopak ubolewał nad faktem, że afrykańskie dziewczyny tak zawzięcie naśladują kobiety Zachodu i zakładają "te dżinsy" i zachowują się tak, jakby "pozjadały wszystkie rozumy" i "udają kogoś kim nie są".
- "jak to świadczy o takiej dziewczynie?"
- "po co tak bardzo te dziewczyny chcą wyglądać jak Ty?"
No i w tym momencie doszłam do wniosku, że należy przerwać ten monolog ;) Najpierw wyraziłam zdziwienie jego oceną mojej osoby z prostego powodu. Kolega ani razu w spodniach mnie nie widział. Pomijając już fakt, że znał mnie zaledwie kilka dni. Zadałam mu więc pytanie na jakiej podstawie wnioskuje, że jestem taka, jak wg afrykańskiej społeczności "kobieta Zachodu jest" (no pewnie na takiej, na jakiej ludzie Zachodu z góry zakładają jacy są mieszkańcy Afryki Subsaharyjskiej). Ale ten wątek pozostawię, bo nie o mnie tu chodzi. Chodzi natomiast o to, że na swój specyficzny sposób kolega miał rację.... 
To czym telewizja karmi tutejszych młodych ludzi jest godne płaczu i zgrzytania zębów. Prawdą jest co przeczytałam gdzieś, że Zachód podarował Afryce to co chciał, czyli wierzchnią warstwę własnej kultury, za którą nie kryje się nic: żadne wyjaśnienie, żadna historia, żadne autorytety... Efekt jest taki, że młodzi Afrykanie mają coś co od dawna osobiście nazywam 'rozszczepieniem tożsamości'. Jedną nogą są w tradycyjnej Afryce, dumni z bycia Afrykaninem, drugą nogą natomiast macają podłoże ugruntowane zachodnim stylem bycia (bo nie kulturą).
W efekcie dziewczyny zakładają spodnie, ale to nie są "tylko spodnie". To jest informacja "jestem modna, jestem Zachodnia, jestem lepsza....sprawiam wrażenie wyedukowanej i cool". I to nie są moje słowa, żeby było jasne, to są słowa młodych Afrykanów, w oczach których te dziewczyny jawią się właśnie tak, a nie inaczej. I coś w tym jest, ponieważ w pakiecie z dżinsami dostajemy obraz pewnego charakterystycznego zachowania: efekt obserwacji w telewizji zachodnich celebrytów, którzy niestety stają się autorytetem. 
Dziewczyna, która więc zakłada dżinsy, zakłada również na siebie pewną maskę "Zachodniej kobiety" i zgodnie z wyobrażeniem zaczyna zachowywać się taj jak Zachodnie kobiety. 
Jakież wiec było zdziwienie, kiedy powiedziałam, że w Polsce (bo po co mam być ambasadorką całego Zachodu) dżinsy noszą tak młode dziewczyny jak i starsze kobiety. Kobieta może być chrześcijanką, poważną żoną i matką i może nosić dżinsy. I o ironio. Dżinsy to symbol emancypacji, chęć bycia jak mężczyzna, a nie chęć bycia pożądanym przez mężczyznę. Takie było przynajmniej początkowe założenie. Teraz "gwiazdy" i "gwiazdki" czynią z tego ciuszka symbol zupełnie czegoś innego, a że dziewczyny w Tanzanii widzą tylko to co przed oczy rzucają im media i internet, to trudno się dziwić, że dziewczyny kreują swój wizerunek na podstawie jedynego obrazu jaki jest im dostarczany.
I te dżinsy to tylko kropla w morzu...
I oczywiście, że generalizuję. Oczywiście, że są młode dziewczyny, które chodzą w "tych nieszczęsnych spodniach" ale zachowują się ... no właśnie jak? normalnie? Tak by się chciało powiedzieć, bo w końcu normalność to to, co jest nasze, europejskie, polskie, to co widzimy na chodniku. Więc tak, są tu tacy ludzie, mnóstwo. Tylko pytanie czym jest ta normalność dla nich? Ano podejrzewam z własnej obserwacji, że normalne tutaj są dziewczyny, które zakładają spódnice i poza pewną garsteczką społeczeństwa Dar es salaam, to te spódnice - koniecznie za kolano - są normalnym ubiorem, z którym w parze idzie normalne zachowanie.. Nawet ja, podążając chyba za instynktem, niemal 6 dni w tygodniu chodzę w spódnicy. Przynajmniej zlewam się z tłumem (rzekła biała kobieta ;) )
Wracając jednak na koniec do określenia kobiety Zachodu jako tej wyzwolonej między innymi z powodu dżinsów, podczas rozmowy odparłam tylko jedno: w  Polsce to co Afrykanie określają mianem tańca tradycyjnego (tudzież intensywne kręcenie biodrami, czy trzęsienie pupą) Polacy nazywają tańcem wyzwolonym.  Czyli dżinsy versus taniec. Pytanie teraz czyja kultura ma rację???