poniedziałek, 29 października 2012

Z deszczu pod rynnę...:)

Kiedy człowiek dojrzewa do decyzji zmiany transportu: rezygnacji ze spaceru na rzecz miejscowych busów musi liczyć się z konsekwencjami. Przede wszystkim należy nabyć nowe cechy osobowości: cierpliwość, pokora, determinacja, siła..
daladala
Wszystkie te cechy, co jest bardzo istotne, należy uaktywniać dosłownie w tym samym momencie. Droga którą przebywam każdego ranka obfituje potężnym korkiem, co istotne ...w jedną stronę. Oczywiście jest to kierunek do centrum, czyli tam gdzie podążam również ja. Nie spodziewałam się szybko dostać do pracy, niemniej z nadzieją w sercu liczyłam na szczęście, że akurat podjedzie daladala. Warto wspomnieć, że nie istnieje tutaj coś takiego jak rozkład jazdy. Nie ma takie sytuacji, że czekamy pięć minut, a tramwaj, autobus, bus etc. spóźnia się...czekamy dziesięć minut...transport spóźnia się i zaczynamy komentować wszem i wobec, jak to kierowcy nieodpowiedzialni są, jaki to bałagan na ulicy i jak to teraz spóźnimy się do pracy i niech firma przewozowa płaci odszkodowanie jak nas zwolnią ...... Ja tak zawsze robiłam :)
Teraz stoję na przystanku i czekam...coś kiedyś podjedzie. Czekam. Korek niemiłosierny, więc wiem, że do czasu, aż moja strona ulicy stoi, nie mam co liczyć na daladala. Czekam. Ludzi zbiera się coraz więcej, myślę sobie "kurczę nie wsiądę", w daladala zawsze ludzi tak pełno, że różne części ciała wystają przez różne rodzaje okien: otwarte, półotwarte, niedosunięte, pęknięte.... Czekam. Zastanawia mnie dlaczego policja, która kieruje ruchem puszcza samochody tylko z jednej strony i to tej, gdzie prawie nic nie jedzie. Czekam. Raz na trzy minuty przejedzie samochód z drugiej strony ulicy. Z mojej strony pamiętam już prawie wszystkie rejestracje, które mogę dostrzec gołym okiem (z okularem na nosie). Czekam. W końcu machina ruszyła. I nagle w mojej głowie rozbrzmiewa Julian Tuwim: " (...) Najpierw powoli, jak żółw ociężale, ruszyła maszyna po szynach ospale (...) I biegu przyspiesza i gna coraz prędzej ..... (...)". Co jest?? Stanęło. Czekam. I znowu dwadzieścia minut zapamiętywania nowych tablic. Czekam. Po drugiej stronie jezdni samochód co pięć minut. Nie wiem, nie wtrącam się, nie znam się. W końcu nasza kolej. Ruszyło... Widzę w oddali daladala. Jest! Boże dzięki Ci! Daladala podjeżdża. Nie mój kierunek....
Bo to jest tak. Na tej trasie są tylko dwie "linie".  TaNieMoja kursuje (gdyby nie korki) co pięć minut. TaMoja Bóg jeden wie jak kursuje. Jedzie więc NieMoja "linia". Ludzi pełno po brzegi. I to dosłownie. Myślę sobie: "dobrze, że nie muszę wsiadać :D". Ale inni pomyśleli "czemu nie". Wsiadają. Wygląda to tak. To jest dwupasmówka. Ponieważ kierowca nie chce wypaść z kolejki, jedzie pomału, a ludzie podbiegają i wsiadają. Jest oczywiście konduktor. Konduktor jest zawsze widoczny. Konduktor stoi w drzwiach - jedynych drzwiach. I krzyczy "Mwengeeee postaaaa" albo "Kariakoooo" etc. Myślę sobie. No dobra ludzie wsiądą, ale konduktor zostanie na zewnątrz. No prawie miałam rację. Jedyna część ciała konduktora która dostała się do wewnątrz daladala to jego palce u stóp. Cała reszta przyczepiła się (???) do zewnętrznych części (???) pojazdu. Czekam. Nie ma daladala. Myślałam, że tylko ja pomału tracę cierpliwość, ale koledzy i koleżanki z prawej i lewej zaczynają wstawać i iść. No to wstałam i poszłam. I doszłam do pracy na piechotę. Po drodze minęłam jedną podporządkowaną uliczkę z której wyjeżdżało chyba z trzy MOJE daladala. No to wszystko jasne. Kierowcy zmienili sobie trasę, coby w korku nie stać.....

czwartek, 25 października 2012

Happy Eid al-Adha!

 Dzisiaj rozpoczyna się najważniejsze święto muzułmańskie, Święto Ofiar lub Święto Ofiarowania, które upamiętnia ofiarę Abrahama i jego posłuszeństwo wobec Boga. Święto wypada w trzeci lub czwarty dzień pielgrzymki do Mekki i tam też dokonywany jest rytuał ofiarowania zwierząt Bogu. Muzułmanie, którzy nie mieli szczęścia odbyć Hajj (pielgrzymka do Mekki) świętują w domach i meczetach. W tym dniu wspólnie odwiedza się meczet, recytuje Koran i rozdziela prezenty. W czasie Święta Ofiar wielu muzułmanów składa też datki pieniężne przeznaczone na pomoc biednym i fundacje charytatywne.

Ja również obchodzę dzisiaj Święto Ofiarowania. Wprawdzie zupełnie nieprzygotowana na tę okoliczność, ale jednak... Dzisiaj w drodze do pracy z samego rana zostałam obrabowana. Tak więc pomimo moich wszelkich zasad stosowanych przeze mnie ciągle i niezmiennie, to i tak jak Cię chcą to Cie upolują...nawet pod komendą policji :). Szczegółów nie podam, bo blog czyta moja mama ... :) Zasada jednak "nie szarp się i odpuść" jak najbardziej zalecana. Jeśli więc nie można uchronić się przed kradzieżą, to można uchronić swoje zdrowie i życie. Złodzieje atakują tylko wtedy, kiedy stawiasz opór. Z czego to wynika? Ano podejrzewam, że z tego, iż czas na ucieczkę jest bardzo krótki. Jeśli bowiem ludzie zobaczą i zareagują taki złodziej ma nikłą szansę przeżycia. Ofiarowałam więc mój telefon, złożyłam datki pieniężne, rozdzieliłam prezenty, a nawet podzieliłam się wynikami moich badań z jakimś miejscowym uzależnionym biedakiem, który daj Panie Boże zna angielski i zawyży trochę poziom swojej wiedzy.
Świętować miałam z imamem i jego rodziną. Jednak niemożność skontaktowania się z nim dzisiaj pozbawia mnie prawdziwego uczestnictwa w tym święcie. I to jest ból. 
Ehh czemu ostatnio same złe wieści niosą się na tym blogu...
Happy Eid al-Adha!!
 P.S
Powiązanie święta z moją dzisiejszą sytuacją jest tylko zabawą słowną. Islam nie miał z napadem nic wspólnego (no chyba, że złodziej jest muzułmaninem, choć i w tym przypadku stawiam na czyn o podłożu ekonomicznym, a nie religijnym).


piątek, 19 października 2012

Źle się dzieje w Dar...

Według informacji podanych przez różne mniej lub bardziej wiarygodne źródła, dzisiejsze zamieszki powinny rozpocząć się w Mbagala, czyli tam gdzie wszystko zaczęło się 8 października. Ku zaskoczeniu rozpoczęły się w Kariakoo, centrum Dar Es Salaam. W międzyczasie wczoraj przetoczyły się przez Zanzibar. Można się pogubić, ale w kolejności chronologicznej wygląda to mniej więcej tak, że najpierw 14 letni chłopiec nasikał na Koran, następnie aresztowanie i próba przejęcia chłopca przez muzułmanów, potem zaginął w niewyjaśnionych okolicznościach jeden z przywódców muzułmańskich - szeik Farid Hadi Ahmed, w międzyczasie drugi - szeik Ponda Issa Ponda - uznawany za jednego z głównych inicjatorów zamieszek, został aresztowany wraz z kilkudziesięcioma jego zwolennikami. W całym tym zamieszaniu zginął policjant, który okazał się być bratem chłopaka, którego miałam przyjemność poznać. I tak oto sprawa stała się dość osobista, ponieważ moi znajomi mieszkają w Mbagala, przyjaźnią się z bratem zmarłego policjanta. Na własne oczy widzę więc zaplecze tego co dzieje się na froncie. Na szczęście jestem jeszcze daleko od centrum zamieszek. Jakieś informacje podają, że muzułmanie forsują również chrześcijańskie szkoły. Nie wiem więc czy bezpieczniej dla mnie na ulicy czy w centrum gdzie przebywam. A może niepotrzebnie odwołałam dzisiejsze spotkanie z imamem, bo u niego w domu byłoby najbezpieczniej. Prowokacja z mojej strony. Muzułmanie w Dar to tak potężna mieszanka kulturowo - wyznaniowa, że większość wyznawców islamu nie podpisuje się nawet paznokciem pod tym co się dzieje.... Miasto w większości też jest spokojne, są tylko pewne centra, gdzie dochodzi do pełnych przemocy demonstracji.
Dzisiaj zamieszek ciąg dalszy. Można się było spodziewać. Jeden szeik zaginął, drugi aresztowany, a wraz z nim sporo innych muzułmanów, ponadto jeśli dochodzi do jakichkolwiek demonstracji ze strony muzułmanów to w piątek po modlitwach. Chociaż fakt, że wczoraj na Zanzibarze działo się źle świadczy o tym, że na kolejny piątek nikt nie będzie czekał...Teraz mamy ciszę. Demonstranci powrócili do meczetów na modlitwy. Zobaczymy co będzie potem.

Zdjęcie: Tanzania Have Your Say
Swoją drogą... 14 letni chłopiec kilka dni temu został odprowadzony do sądu by być sądzonym...myślę, że świadomość do czego doprowadził swoim nieprzemyślanym zachowaniem zostawi w jego psychice ślad do końca życia. Nasuwa się tylko jedno pytanie... co się stało z drugim chłopcem... z muzułmaninem, który był starszy  (16 lat) więc powinien być mądrzejszy, który namawiał do złego czynu, który wręczył Koran....?

Chociaż czuć atmosferę napięcia, życie toczy się dalej ..... Media może za kilka dni poinformują o tym, a może nie, że coś tam się w Dar dzieje. Ano dzieje się, ale za mało osób zabitych, za daleki kraj, wszystkie ambasady stoją w miejscu, więc nie ma o czym mówić. Nie jestem zwolenniczką szerzenia złych wieści, szczególnie tego typu. Ale kiedy jest dobrze, to jest dobrze, a kiedy jest źle, to jest źle. I o jednym, i o drugim trzeba pisać.



wtorek, 16 października 2012

Bagamoyo - Kaole

Powróciłam do Bagamoyo. I jestem pewna, że wrócę tam jeszcze wiele razy. Zakochałam się w tym miejscu z wielu powodów: Bagamyo jest naturalne, pełne kontrastów, zaskakujące ... po jednej stronie wyrastają gdzieniegdzie stare, pełne historii ruiny zapomnianego domu, kościoła czy grobowca, z drugiej strony zaczyna się plaża z białym piaskiem, na którym rybacy rozstawiają dopiero co złowione ryby. Śmierdzi niemiłosiernie. Ale na końcu tego rybnego targowiska wyłania się ocean, łodzie rybackie, a na plaży pełno barwnych postaci znakomicie uzupełniających krajobraz Bagamoyo.

GALERIA ZDJĘĆ BAGAMOYO - KAOLE

Tym razem wybrałam się do Kaole (wcześniej znane jako Pumbuji). Była to pierwsza osada założona przez Arabów w XIII w. Ruiny tej osady zostały odkryte w 1958 r. przez Brytyjczyka Neville Chitick'a oraz prof. Samahani M. Kejeri. Są tam ruiny dwóch meczetów i ok. 22 grobów. Warto zaznaczyć, że jeden z tych meczetów jest zarazem najstarszym meczetem we Wschodniej Afryce, datowany na ok. XIII w. Drugi datowany jest na ok. XV w. 
Miejsce jest przepiękne ... i zapach...nie mogłam się skupić na niczym innym, cały czas zastanawiałam się co tak pachnie. W końcu dotarliśmy do źródła. To była Kasja. Miejscowy przewodnik zaproponował, żebym zabrała ze sobą sadzonkę....(??)
Miejsce przepiękne, nieco mistyczne...i skromne. Teren mały, wszystko można ogarnąć wzrokiem stojąc w jednym miejscu. Ma to i plusy i minusy. Plusem jest to, że narazie to miejsce jeszcze jest bardzo dziewicze, a co za tym idzie jest cicho, spokojnie, panuje niemal domowa atmosfera. Minus jest taki, że za ten kawałeczek terenu, który jesteśmy w stanie przejść w niecałą godzinę i to naprawdę małymi kroczkami, płacimy 20,000 szylingów (ok. 40 pln). Za to samo miejscowy (bo my oczywiście traktowani jesteśmy jako "gość") płaci 1,000 szylingów (ok. 2 pln). Kolejny problem to brak jakichkolwiek informacji o tym miejscu.  Brak broszur, książek i książeczek, czegokolwiek, co pozwoliłoby  "zapamiętać" to miejsce. Jest za to zeszyt, w którym można pozostawić ślad po swoim pobycie w postaci komentarza. 

Ciężko zdobyć informacje o tym miejscu również z ogólnodostępnego źródła informacji jakim jest internet. Jeśli cokolwiek znajdziemy, to jest to mniej więcej tyle samo, ile ja zamieściłam w tym poście. Nie ma na przykład wzmianek o czymś, co wg mnie jest jedną z najważniejszych rzeczy do zobaczenia w Kaole - wody, która wg miejscowych jest święta. Ludzie przybywali tam, aby ją pić, aby się nią obmyć. Woda, która nigdy nie wysychała, nawet w okresie suszy. Tą wodą muzułmanie dokonywali ablucji  - rytualnego obmycia twarzy, głowy, rąk i stóp przed wejściem do meczetu...
Nie ma informacji o Baobabie - drzewie, które również ma potężną moc. Każda jednorazowa "pielgrzymka" do tego drzewa, to przedłużenie życia o jeden rok. 
Kolejna rzecz to znajdujące się w niedalekiej odległości miejsce, gdzie można zobaczyć krokodyle w każdym przedziale wiekowym: począwszy od jajka, a skończywszy na prawie 60 letnich wielkoludach...

Uwielbiam Bagamoyo. Każdy, kto odwiedza Tanzanię obowiązkowo powinien odwiedzić również to miejsce. Atmosfera tego pięknego afrykańskiego skrawka ziemi, z ludźmi tam mieszkającymi, z ruinami, portami, plażami, rybim smrodem, śmieciami, biedą ... wzbudza we mnie romantyczną, niemal banalną tęsknotę za tym miejscem. 

sobota, 13 października 2012

Jak rozpętałem II wojnę światową...Czyli zamieszki na przedmieściach Dar es salaam

Wczoraj na przedmieściach Dar es salaam - w rejonie zwanym Mbagala - miały miejsce zamieszki na tle religijnym. Sprawa dotyczyła konfliktu muzułmańsko - chrześcijańskiego. O sytuacji dowiedziałam się wieczorem, po powrocie ze spotkania z pewnym imamem. Ani on, ani ja nie wiedzieliśmy, że w tym samym czasie, kiedy rozmawialiśmy, w innej części miasta, muzułmanie palili kościoły i wybijali szyby w samochodach....

W całej tej historii niebywałe wydaje się źródło zamieszek. Otóż wszystko zaczęło się kilka dni temu, kiedy dwóch chłopców wyznających odmienną religię sprzeczało się na temat Koranu. Chłopiec wyznający islam powiedział drugiemu chłopcu, że jeśli ten nasika na Koran, to zamieni się w węża. 
14 - letni chrześcijanin przysiągł, że taka sytuacja nie może mieć miejsca i, że może to zwyczajnie udowodnić, jeśli ten drugi da mu Koran. Doszło więc do czegoś co moglibyśmy nazwać zakładem. I tak oto jeden chłopiec wręczył drugiemu Koran, aby ten drugi mógł na niego nasikać. Tak też się stało. O dziwo chłopiec w węża się nie zamienił. Sytuację widział jednak starszy muzułmanin. Podszedł do chłopca i zapytał dlaczego nasikał na Koran, po czym wraz z innymi mężczyznami zabrał chłopca do jego matki. Kobieta, po wysłuchaniu skargi na jej syna powiedziała mężczyznom, że może dać im pieniądze na kupno nowego Koranu. To rozwścieczyło muzułmanów. Zabrali chłopca na policję. Sytuacja miała miejsce w poniedziałek o 9.00 rano. 
Wczoraj po modlitwach grupa muzułmanów pojawiła się pod komendą policji i żądała oddania chłopca w ich ręce. To wywołało początek zamieszek. W efekcie kilka kościołów zostało zaatakowanych: w kościele katolickim wyważono drzwi, podpalono również kościół luterański. Wybito szyby w ok. jedenastu samochodach w tym dwóch policyjnych. Wielu przechodniów zostało rannych....
Szeik Alhad Mussa Salum potępia zamieszki. Uważa, że ta sytuacja nie powinna mieć miejsca i nie powinna być motywowana negatywnymi emocjami. Podkreśla, że islam oznacza pokój i można takie sytuacje  rozwiązywać pokojowo. Zauważa, że ta sprawa dotyczyła dzieci i sprowokowana została przez dzieci, a islam uwzględnia wiek i taka sytuacja nie powinna zakłócać pokoju w kraju.
Osobiście znam region Mbagala, bywałam tam wielokrotnie.  Uważam te przedmieścia za jedno z lepszych miejsc, które każdy, kto chce poznać prawdziwe życie mieszkańców Dar es salaam, powinien zobaczyć. Mam też wielu znajomych, którzy tam mieszkają - chrześcijan i muzułmanów - i oni sami osobiście przeżywają tą sytuację, jednocześnie podkreślając jej absurd. 
Opinie są dość jednoznaczne. Po pierwsze muzułmański chłopiec nie powinien wręczać Koranu. Jeśli jest to dla niego święta księga, to powinien ją chronić. Jak skomentował to jeden z księży: 'jeśli ktoś chciałby rozerwać różaniec, to moim odruchem byłoby ten różaniec ochronić'. Najbardziej absurdalne w tym wszystkim jest to, że zwykły zakład pomiędzy dzieciakami doprowadził do takich konsekwencji.
Podczas pobytu w Dar zauważyłam pewną różnicę pomiędzy muzułmanami i muzułmanami. Rozmawiałam na ten temat głównie z szyitami, których korzenie sięgają Pakistanu bądź Syrii. Wykształconych, prawdziwych muzułmanów o czystej wierze określają oni mianem 'koja'. Owi muzułmanie podkreślają, że bardzo często "ci lokalni" nie są do końca świadomi swojej religii. Nie znają dobrze Koranu, mieszają islam z lokalnymi tradycjami i nie postępują dokładnie tak jak muzułmanin postępować powinien. Po tych słowach przypomniał mi się jeden muzułmanin, którego widziałam właśnie w Mbagala. Chłopak miał na głowie tradycyjne muzułmańskie nakrycie, a na szyi zawieszony chrześcijański różaniec. I bynajmniej nie była to demonstracja dialogu religijnego, ale raczej objaw ignorancji. Oczywiście nie oznacza to, że każdy lokalny muzułmanin wyznaje swoją religię w nieprawidłowy sposób. Cała ta kwestia różnic między muzułmanami w Dar wymaga znacznie większej uwagi i głębszego zbadania.
Wczorajsza sytuacja ponownie utwierdza mnie jednak w przekonaniu, że przez takie zachowania, muzułmanie jeszcze długo będą musieli szukać argumentów obalających oskarżenia, że islam to religia przemocy. Nie należy wrzucać wszystkich muzułmanów do jednego worka. Wczorajsze zamieszki są potępiane nie tylko przez chrześcijan, ale również muzułmanów. W Mbagala doszło do zamieszek, w innych częściach miasta muzułmanie i chrześcijanie w dalszym ciągu robią ze sobą interesy, jedzą razem śniadanie i grają w kosza...

wtorek, 9 października 2012

Rozmowy przy Kilimanjaro Beer ;)

Moni:         Pewnego dnia zostaliśmy zatrzymani przez policję. Oczywiście pytali, pytali, ale co to nawet nie pamiętam...no bo jak Cię zatrzymują co chwila bez sensu, to przestajesz słuchać co mówią. Więc zakładam, że policjantka (bo to była policjantka) pytała skąd jesteśmy itp. Oczywiście odpowiadaliśmy zdawkowo, wiedzieliśmy przecież, że chodzi o łapówkę. Po pewnym czasie policjantka jednak pyta nas "Przepraszam, mogę poprosić wodę?"....??!!
Ojciec A:      No co się dziwisz? Jak stoją tak i łapią cały dzień i nikt nawet nie zadba o wodę dla nich...
Ojciec G:     Ee to jeszcze nic. Ja byłem bardziej zdziwiony, jak wracałem z Moshi. Zatrzymali mnie rzecz jasna. Popytali, pooglądali samochód. Po czym uprzejmie zapytali "Przepraszamy, czy możemy dostać mleko?"...??!! Zdziwiło mnie to, bo przygotowane miałem pieniądze!!
Ojciec A:     No co się dziwisz? Region Masajów, tam wszyscy chcą mleko.
Moni:         Ale najlepsi to i tak są ci na czarno ubrani z Nairobi (Kenia). Oni jak zatrzymują to nawet nie musisz prawa jazdy wyciągać, ani nawet z nimi rozmawiać. Wyciągasz odliczoną gotówkę, to jest 200 KSH (ok. 8 zł), odsuwasz szybę i płacisz.
Ojciec A:     A co jeśli nie mam odliczonej gotówki? Więcej im nie dam.
Moni:          Spokojnie. Wydadzą Ci. Zawsze wydają...
Wszyscy:    ??!!
Ojciec A:    Ehh, bo to wszystko przez to, że stoją oni całymi dniami i nic nie mają do roboty. To zatrzymują. Żeby chociaż jakieś ćwiczenia mieli. Nic dziwnego, że w drogówce wszyscy tacy grubi.
Ojciec G:   Nooo! U nas w Nairobi, jak widzimy chudą policjantkę to od razu wiemy, że dopiero co się przyjęła...

wtorek, 2 października 2012

ulicami miasta...

Od początku mojego pobytu w Dar trasa, którą chodzę do pracy, nie zmieniła się. Jest już dla mnie tak utartym szlakiem, że niemal za każdym razem jestem w stanie przewidzieć kogo za chwilę spotkam na drodze. I tak oto w pierwszej kolejności chłopak czekający przy motorze na chętnego do podwiezienia piechura (oczywiście nie za darmo) - początkowo cały czas oferował mi swoje usługi, teraz tylko pozdrawia. Następnie trzech chłopców przy przejściu dla pieszych, pełniących rolę "porządkowych". Stoją ze znakiem STOP i zatrzymują samochody, aby piesi mogli przejść na drugą stronę. Ci chłopcy to dopiero było wyzwanie. Poważne miny, bo poważna praca. Codziennie przechodząc przez przejście dla pieszych uśmiechałam się do nich i wołałam "Mambo". Jeden zawsze twardo mnie ignorował, drugi był obojętny na wszystko dookoła, trzeci natomiast nieśmiało się do mnie uśmiechał. Dzień po dniu nie poddawałam się i niesamowite było to, że codziennie schemat się powtarzał. W końcu przełom! Cała trójka na "Mambo" z szerokim uśmiechem odpowiedziała "Poa". Cóż za piękny początek dnia :) Potem spotykam pana w niebieskiej kurtce, który idzie z naprzeciwka, zawsze z zaciągniętym kapturem na głowie. Potem jest biegacz - rastaman; następnie ochroniarz, z którym zawsze zamieniam kilka słów; no i na koniec wspomniany już przeze mnie muzułmanin. 
Cała ta sytuacja wydaje się być sielankowym spacerkiem z domu do pracy... I tak w zasadzie jest. Cały ten spacer ma jednak drugie dno. Jest to ciągła świadomość niebezpieczeństwa, które na mnie czyha na trasie którą idę. 
Otóż to co warte jest wzmianki, to ciągłe niebezpieczeństwo rabunku, którego można paść ofiarą . 
Kwestia kradzieży jest tu bardzo powszechna, szczególnie wśród "białych" rezydentów Dar Es Salaam. Nie ma co ukrywać, że bardzo często to właśnie oni padają ofiarą rabunku. Na facebooku została założona nawet strona ofiar wszelkiej maści przestępstw w Dar Es Salaam: "I've been a victim of a crime in Dar",  gdzie ofiary napadów dzielą się swoimi doświadczeniami. Obecnie jest już 184 członków i liczba wciąż rośnie.
Znalazłam tam ciekawy wpis dotyczący porad jak zachowywać się na ulicy, aby ograniczyć ryzyko stania się ofiarą rabunku. Podpisuję się pod tym obiema rękami, bo sama staram się przestrzegać wszystkich tych zasad i są one jak najbardziej przydatne:
1. Kiedy jesteśmy w samochodzie i stoimy na światłach, nie należy otwierać okien. Dotyczy to jazdy własnym samochodem, jak i taksówką. Jeśli taksówkarz nie zamyka okien i nie blokuje drzwi, należy tego od niego zażądać, jeśli w dalszym ciągu nie wyraża zgody, warto zmienić taksówkę.
2. Dobrze jest jeździć taksówkami poleconymi przez zaufanych znajomych i w razie potrzeby dzwonić konkretnie do tych taksówkarzy. Dość ryzykowne jest wsiadać do pierwszej lepszej taksówki, szczególnie nie oznakowanej. Obecnie w Dar dość popularna stała się nowa forma rabunku - porywanie w nieoznakowanych taksówkach klientów, wożenie ich po mieście i zmuszanie do wybrania wszystkich pieniędzy z bankomatów, z wszystkich kart jakie ofiara posiada.
Warto też zwrócić uwagę, jeśli taksówkarz dzwoni do kogoś podczas jazdy. Szczególnie jeśli widzi on, że mamy dobry telefon, dużo pieniędzy lub laptop. Dlatego też
3. Podczas jazdy samochodem, taksówką lub tym bardziej bajaj, nie wolno mieć na widoku żadnych toreb, komórek, laptopów....
4. Idąc na piechotę należy trzymać się jak najdalej od drogi. Telefon schowany, najlepiej nie chodzić z laptopem czy aparatem. Jeśli niesiemy torbę, należy ją trzymać po stronie przeciwnej niż ruch uliczny.
Co istotne. Może się wydawać, że posiadając torbę, którą łatwo ściągnąć z ramienia lub wyrwać z ręki, bardziej ryzykujemy - lepiej więc mieć torbę przewieszoną na bok, lub mocno przymocowaną. Ostatnie przypadki pozwalają mi jednak poddać w wątpliwość tą metodę. Otóż zazwyczaj złodzieje dokonują napadów podczas jazdy samochodem lub motorem. To nie jest biegnący złodziejaszek, który jak mu się nie uda, to biegnie dalej. Ci złodzieje, jak złapią za torbę to nie puszczają. Upartość ofiary może więc (aczkolwiek nie musi) zakończyć się następująco: albo ręka zostanie pocięta maczetą/nożem jeśli ofiara nie puści torby; albo ofiara będzie ciągnięta za odjeżdżającym samochodem, dopóki sama nie uwolni się z własnego bagażu. Nie warto więc ryzykować życiem dla kilku dokumentów i komórki (swoją drogą warto wszelkie dokumenty mieć zawsze skserowane). Lepiej więc ograniczać noszenie dóbr osobistych przy sobie. Ja osobiście stosuję metodę noszenia przy sobie tylko tego co wiem, że mogę stracić i płakać specjalnie nie będę. Poza tym noszę torbę, z której łatwo się uwolnić. Dzięki temu złodzieje wezmą co chcą, szczęśliwi odjadą, a ja zostanę goła i wesoła, ale z dużą szansą przeżycia.
Ponadto wszystkie inne metody, które tu wymieniłam również osobiście stosuję. Sama mam nawyk stosowania tych metod w taki sposób, że nawet nie zastanawiam się nad pewnymi czynnościami. Np. idąc do pracy ruch uliczny mam po lewej stronie, ale w pewnym momencie, przechodząc przez jezdnię ruch mam po prawej stronie. W czasie zmieniania strony bardzo szybko i płynnie zmieniam położenie torebki. Robię to tak odruchowo, że nawet nie zastanawiam się nad tą czynnością. I przede wszystkim należy to robić bardzo  subtelnie. Nerwowe przekładanie czy rozglądanie się tylko prowokuje potencjalnych złodziei. Skoro tak bardzo coś chowamy, tzn. że mamy coś wartościowego. Należy więc być zawsze pewnym siebie, ruchy mieć pewne, szybkie, płynne, wykonywane niemal nieświadomie z dużą dozą obojętności.
Dlaczego to opisuję? Przede wszystkim nie jestem afroentuzjastką, staram się być realistką. Dar jest miastem pełnym kontrastów. W porównaniu do innych miast Afryki jest w miarę bezpieczne. Problem polega jednak na tym, że nie ma tutaj czegoś takiego jak prewencja, jak szybki i sprawny wymiar sprawiedliwości. Jeśli jesteś napadnięty, idziesz na policję, czekasz na spisanie raportu... czasami nie możesz się doczekać, bo osoba, która obsługuje komputer dzisiaj ma wolne. Jeśli jesteś ranny, nie pomogą ci w szpitalu, dopóki nie masz raportu z komendy policji... i tak koło absurdu się toczy ...
Policja nawet jeśli złapie złodzieja, wypuszcza go bardzo szybko, czasem nawet na drugi dzień. Dlatego też bardzo często społeczeństwo samo wymierza tutaj sprawiedliwość...na ulicy. Nie ma jednak pewności, że ci ludzie zareagują np. w sytuacji, kiedy ty będziesz potrzebować pomocy. Czasami więc reakcja miejscowych jest zadziwiająca. Potrafią przyblokować samochód, wywlec złodzieja na ulicę i niemal zlinczować (warto więc być ostrożnym kiedy oskarżamy kogoś o kradzież). Czasami jednak na oczach kilkudziesięciu świadków zostaniesz obrabowany i nikt nic nie zrobi, bo każdy boi się o własne życie.
Nie warto jednak żyć w ciągłym strachu, który paraliżuje i nie pozwala na normalne funkcjonowanie. Trzeba być realistą, zdrowo myślącym, świadomym mieszkańcem miasta: nie prowokować, nie chodzić samemu wieczorami, nie afiszować się z dobrami materialnymi.
Nie zawsze to pomaga. Bo jak ktoś chce okraść, to znajdzie sposób. Ale w każdym miejscu na świecie trzeba mieć głowę na karku. Również ja  mogę ją stracić pewnego dnia: popełnię błąd, sprowokuję, mogę mieć pecha...
Kiedy jedziemy do innego kraju, kiedy uczymy się miejscowej kultury, nabywamy nie tylko wiedzy dotyczącej folkloru, ale też wiedzy dotyczącej faktycznego funkcjonowania w tej kulturze. Czasami przetrwania w niej. Bo kultura to również (albo przede wszystkim) ulice miasta. Bardzo często są to ulice znacznie różniące się od tych, które my znamy w naszym mieście, które np. ja znam w Krakowie - mieście, gdzie mogłam wyjść do parku i na ławeczce spokojnie popracować na moim laptopie...