poniedziałek, 11 czerwca 2012

Przygotowania do wyjazdu... Czyli kwestia o której nigdy się nie mówi...


    Zawsze powtarzam, że podróż zaczyna się w głowie. Potem kontynuowana jest poprzez przygotowania, a na końcu uwieńczona realną drogą. O początkach mojej podróży opowiedziałam w wielkim skrócie w Prologu. Teraz kolej na etap drugi. Poniższy post będzie odnosił się głównie do problemu z jakim borykaja się doktoranci, ale każdy, kto planuje ciekawy wyjazd, może zastanowić się nad poniższym problemem i przemyśleć sposób zrealizowania swojej podróży.
 Środki na wyjazd
    Niedawno miałam możliwość porozmawiania z pewnym dyplomatą, który sporo czasu spędził w Afryce. Oczywiście opowiedziałam mu o moich planach związanych z wyjazdem i o sposobie pozyskiwania funduszy na owy wyjazd. Rozmowa z tym miłym Panem zainspirowała mnie do zastanowienia się nad pewną kwestią. Otóż ów dyplomata mocno ubolewał nad faktem, iż w Polsce w bardzo nikłym stopniu kładzie się nacisk na przygotowywanie młodych naukowców do kreowania swojej ścieżki naukowej poprzez biznes. Nie ma co ukrywać – większość doktorantów realizuje swoje plany badawcze dzięki grantom bądź stypendiom.
    Ja wybrałam inną opcję i połączyłam naukę z przedsiębiorczością. Początkowo miałam pewne wątpliwości, ale ów dyplomata rozwiał je bardzo szybko. Prawdą jest bowiem, że w XXI wieku nie ma sensu podpierać się jedynie tradycyjnymi sposobami pozyskiwania funduszy na badania. Nie chcę tu bynajmniej zasugerować, że są one zbędne. Broń Boże! Trzeba z nich korzystać. Jednak całkowite uzależnienie od uczelni czy innych instytucji, które takie pomoce udzielają powoduje przede wszystkim brak samodzielności i kreatywności wykorzystywanej w praktyce. Do czego konkretnie zmierzam? Nie sugeruję, że doktoranci prowadzący badania sfinansowane w wyniku uzyskania grantu/stypendium nie są samodzielni czy kreatywni w swoich działaniach. Ale bez wątpienia ten sposób działania ogranicza ich możliwości w późniejszych latach w kreowaniu własnej ścieżki naukowej. Grant czy stypendium mogą zostać przydzielone i wtedy problem rozwiązany. Ale co jeśli tak się nie stanie? Często wtedy taki doktorant rezygnuje bądź/i czeka na kolejną okazję. Ponadto większość doktorantów po obronie wcale na uczelni nie zostaje. Dobrze jeśli taka osoba ma pracę, która wiąże się z jego wykształceniem i wspiera jego naukę. Ale większość młodych naukowców, głównie z dziedzin humanistycznych, pozostają po obronie jedynie z tytułem doktora i niczym więcej. Alternatywna opcja poszukiwania dofinansowania u innych źródeł pozwala nie tylko na zrealizowanie swoich planów, ale również uczy doktoranta przedsiębiorczego myślenia. Mam tutaj na myśli głównie doktorantów z zakresu nauk humanistycznych i społecznych, ponieważ ich wykształcenie rzadko kiedy pozwala utrzymać się z tej profesji na poziomie ponadprzeciętnym i nie zmusza do szukania dodatkowego źródła dochodu.
Nie ukrywajmy – życie doktoranta nie jest usłane różami. Trzeba więc sobie te róże samemu pod nogi rzucać.
    Ja sama robię pierwsze kroki i zaliczam pierwsze upadki. Popełniam po drodze dużo błędów, czasami mam więcej szczęścia niż rozumu. Wiele niepowodzeń i błędów jeszcze przede mną. Ale chyba nie muszę wyjaśniać jak bardzo owocne to będzie na przyszłość. Błędy i niepowodzenia w obecnych działaniach spowodowały, że już jestem mądrzejsza o kilka nowych prawd, bogatsza o nowe doświadczenia i głupsza w wyniku pojawienia się nowych pytań.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz