W poszukiwaniu "prawdy" wybrałam się do Tanzanii, ponieważ gnębiło mnie pytanie o ten pokojowy nastrój, który panuje w kraju (zamieszki były, ale jedna jaskółka wiosny nie czyni). Jak bardzo banalnie zabrzmi moje odkrycie, jeśli powiem, że Tanzańczycy po prostu są uprzejmi? :)
To słowo faktycznie jest jednak banalne w tym przypadku. Bo sprawa nie jest taka prosta. Jak usłyszałam dzisiaj od jednego mieszkańca "uprzejmość to nie tolerancja".
Ale od początku. Faktem jest, że Tanzańczycy są bardzo uprzejmi. Pierwszy obraz można dostrzec na ulicy podczas pozdrawiania, ale na tym nie koniec. Niesamowite jak Tanzańczycy unikają konfliktów. Jakby spokój był priorytetem, najwyższą wartością, pożądanym dobrem, a zakłócanie spokoju to grzech niewybaczalny, który wyklucza cię ze społeczności.
Początkowo myślałam, że to pojedyncze przypadki, ale pewne sytuacje, których byłam świadkiem, skonfrontowane potem podczas dyskusji oczywiście z miejscowymi, pozwoliły mi dojść do wniosku, że jednak jest to powszechne. Ale również nie takie proste z definicji.
Mam w głowie kilka przykładów. Zaczęło się od znanego już autobusu. Pierwszą noc na trasie Dar Es Salaam - Kigali, spaliśmy na otwartym terenie. Chronionym i dość obszernym. W rezultacie mieliśmy do wyboru spać albo w autobusie, albo na zewnątrz. Zdecydowana większość wybrała drugą opcję. Ciepło, miło, powietrze... Ja wybrałam pierwszą po zorientowaniu się, że cały tył autobusu będzie dla mnie. Kilka osób również zdecydowało się na autobus. Czasu na sen było mało. Więc szybko do spania i korzystać z nocy. Ale! Po niecałej godzinie, kilka osób z zewnątrz, znudzonych spaniem postanowiło odwiedzić kilka osób z autobusu również znudzonych spaniem. W godny podziwu dla mnie sposób stanęli oni na kole od autobusu, i przez okno prowadzili zawziętą konwersację z tymi z wewnątrz. Śmiechy, żarty, krzyki...i cały autobus uraczył się przymusową pobudką. Ludzie zaspani, podnosili głowy, siadali w pionie i walczyli ze snem, ale zasnąć nie mogli, bo koledzy rozmawiali. I ani jedna osoba, nie zwróciła im uwagi. Wszyscy przerzucali się z boku na bok, siadali, kładli, wzdychali cicho, narzucali ciuchy na głowę, ale nikt nic nie powiedział (ja się nie wtrącałam - ja się nie znam, ale Bóg mi świadkiem co w głowie miałam zaplanowane, żeby zakończyć tę farsę). Do rana jakoś przemęczyliśmy. Kolejna sytuacja w autobusie. Kolega kilka siedzeń przed nami chciał poczęstować jakimiś smakołykami kolegę siedzącego koło mnie. Smakołyki zaczęły odbywać podróż z rąk do rąk. Dosłownie siedzenie przed nami podróż się zakończyła, ponieważ jakieś ręce zanurzyły się w torebeczce, wyłowiły 90% zawartości, wsunęły tą zawartość do buzi i resztę rzuciły do tyłu. Kolega nie złapał, 10% rozsypało się między nogami. I co? Kolega popatrzył wzrokiem zbitego psa i ... cisza!
Ej o co chodzi? Już nie mówię o kłótni, ale żeby chociaż zwrócić uwagę...
Ja nic nie powiedziałam, ja się nie znam...
Uwrażliwiłam się na tym punkcie do tego stopnia, że po powrocie zaczęłam dostrzegać tego typu sytuacje. Na ulicy chłopak sprzedający gazety. Żeby było jasne nie był natarczywy, tylko wykonywał spokojnie swoją pracę. Jakiś kierowca postanowił zepchnąć go z drogi. Chłopak upadł. Wstał. Popatrzył się na kierowcę wzrokiem trochę pełnym żalu trochę złości i tyle. Tak sobie myślę, że w Polsce to przynajmniej opona z tego samochodu byłaby skopana.
Kolejny przypadek. Jadę samochodem (jako pasażerka oczywiście) i standardowo kierowca pojazdu, w którym się znajduję bez większego dla mnie zaskoczenia postanowił pojechać na skróty. W tej sytuacji oznaczało to wjechanie na chodnik. No tak się stało, że kierowca musiał w związku z tym rozproszyć grupkę mężczyzn. Grupka się rozproszyła, jeden Pan zawalczył o swoje prawa i zaakcentował uprzejme "PRZEPRASZAM" w kierunku kierowcy. Kierowca zatrzymał się, wychylił głowę za szybę czekając na ciąg dalszy. I ... cisza. Kierowca wsunął głowę z powrotem i odjechał. No to powalczyli o swoje prawa!
Myślę, że przykładów wystarczy, choć mogłabym podać więcej. Na moje pytanie DLACZEGO? słyszę: "czasami na drodze ludzie się niecierpliwią i zatrąbią np. jak daladala zablokuje drogę, bo stanie sobie w poprzek i coś długo zmienić pozycji nie może. Wtedy zdarzy się zatrąbić, ale ludzie zaczynają na ciebie tak patrzeć, że agresywny, że nie wiadomo co, że aż ci głupio".
Zaczęłam zastanawiać się na ile ta uprzejmość to uprzejmość, a na ile po prostu pasywność. A jeśli pasywność, to na ile jest to siła, a na ile jest to słabość? Wiele razy miałam ochotę powiedzieć: "weź się człowieku w garść i zawalcz o swoje".
Zaczęłam się zastanawiać, że może to nie oni mają problem, tylko ja. Skoro im dobrze funkcjonować w takiej biernej postawie, to ich sprawa. Ale wtedy usłyszałam bardzo ciekawe zdanie z ust jednego Tanzańczyka: "Tanzańczycy to bardzo pokojowy naród, ale właśnie tę cechę nasz rząd wykorzystuje, żeby zniszczyć własnych obywateli".
Przypomina mi to trochę pasywną postawę mieszkańców Ukrainy czy Białorusi, którzy też nie potrafią zawalczyć o swoje, tyle że ta bierność to konsekwencja życia w totalitarnym systemie...
OdpowiedzUsuńKlaudio, jeszcze jeden wpis autobusowy i blog nabierze wyraźnie motoryzacyjnego profilu;)
Ostatnia wypowiedz jest pocieszająca, że postrzegają się jako naród.
Marcin N.
Postrzegają się jako naród i są z tego dumni. Podkreślają przede wszystkim, że główną rolę odgrywa tu język. Nie plemiona, a religia jest tu determinantem tożsamości i co ciekawe są pewni, że pewnego dnia właśnie religia przyczyni się do początku poważnych problemów w tym kraju.
OdpowiedzUsuń