Po pół roku przebywania w
Tanzanii trafiam w przeciągu 24 godzin na międzynarodowe lotniska. I nagle
zalewa mnie fala nowoczesnych ludzi, którzy za półlitrową butelkę mineralną
płacą 12,00 pln, a za godzinę Internetu 30,00 pln (chyba). Którzy odziani są w
najlepszej jakości ubrania, począwszy od czapki, a skończywszy na butach. Którzy
tak bardzo uzależnieni są od wszelkiej technologii, że potrafią obsługiwać
kilka nowoczesnych urządzeń naraz, mp3, Ipad, komórka… albo wszystko w jednym; którzy nie mają pojęcia co się wokół
nich dzieje, bo siedzą zanurzeni w cyberprzestrzeni. Czy to źle? Nie moja w tym
rzecz oceniać. Dla mnie 12,00 za wodę to
luksus, za który zapłacił jakiś przypadkowy chłopak widząc, że nie mogę
doszukać się euro (za co mu serdecznie dziękuję, bo ta woda uratowała mnie na
następne10 godzin). Trzydzieści złotych za godzinę dostępu do sieci też sporo…
choć sama od Internetu jestem uzależniona (szlag mnie trafiał, że nie mogłam
nawet skontaktować się z najbliższymi). Jednak zmierzam do czegoś innego. Ta
wielogodzinna obserwacja uzmysłowiła mi pewne rzeczy. Po pierwsze, przepaść
między przeciętnym Afrykańczykiem i przeciętnym Europejczykiem lub innym
przedstawicielem Zachodu jest spora i to, co w oczach Afrykańczyka już jest
luksusem, w oczach Europejczyka zaliczane jest do biedy. Wartości materialne są
więc względne. Nie wstydziłam się więc powiedzieć, że nie mam wystarczająco na
wodę (za tą kasę miałabym tydzień jeżdżenia daladala do pracy w dwie
strony). Czy warto przeliczać wartość
pieniądza między Tanzanią a krajami Europy? Może w przypadku daladala nie, ale
już w przypadku całej reszty, jak
jedzenie czy kosmetyki, tak, bo ceny w Tanzanii są niemal takie same jak w
Europie. Osoby spoza Afryki średnio to interesuje, ponieważ należą oni raczej w
Tanzanii do elity, ale już przeciętnego Tanzańczyka jak najbardziej. I tak
nagle na lotnisku uświadomiłam sobie, ze drogie buty są bez sensu, że ludzie
noszą na sobie ciuchy wartości kliku tysięcy złotych (tylko po co?), że mogą
sobie usiąść w najdroższej kawiarni i wypić najdroższą kawę bo ich na to stać,
a mnie nie. I co w związku z tym?
Pamiętam jak przyleciałam do
Tanzanii i różnica pomiędzy standardem życia była dość uderzająca. Ciepłej wody
nie zaznałam przez ostatnie pół roku (akurat mój pokój był taki pechowy), prąd
to kwestia dnia, o komforcie noszenia markowych, drogich ciuchów nie ma mowy, po raz, bo zwracasz uwagę jak bogaty
jesteś, co czyni cię bardzo prawdopodobną ofiarą napadu, albo – tu po drugie - najzwyczajniej
ciężko znaleźć sklepy z takimi ciuchami. Wiele rzeczy, których nie mogłam
wykonywać, a do których byłam przyzwyczajona postawiły mnie w pozycji dyskomfortu.
Teraz siedzę na lotnisku i czuję dokładnie ten sam dyskomfort w stosunku do
obecnej rzeczywistości. W spranych butach, pomiętej chuście, ubrana na wpół
zimowo, bo jedynie w polarze … przy podróżujących w drogich płaszczach,
kurtkach i butach czułam się co najmniej dziwnie. Odruchowo wybrałam sobie
miejsce, gdzie siedziały muzułmanki. Pewnie dlatego, że wydawały mi się „swoje”
J. Jaki z tego wniosek?
Nie ma świata lepszego i gorszego. Nie ma kultury mojej i twojej. Człowiek jest "zwierzęciem elastycznym" i potrafi dostosować się do różnych warunków. Szok
następuje tylko na granicy, na styku czaso-przestrzennym, który może trwać kilka
godzin, albo kilka lat. Ale jak szybko przyzwyczaił się do nowego, tak szybko
wróci i do starego. I ten dzień uświadomił mi jaka byłam, jak bardzo
„nowoczesna”, jak bardzo Zachodnia, jak
bardzo uzależniona od Rzeczy. Po tym jak
zobaczyłam tych wszystkich ludzi,
chciałam wracać do mojej zimnej wody, braku prądu i bezzapachowego szamponu
kupionego u Chińczyków. Uświadomiłam
sobie, że nie chcę wracać do takiego uzależnienia jakiego padłam ofiarą jako
mieszkanka Zachodu, że może nie było idealnie w Tanzanii, ale, że teraz
bardziej przeraża mnie fakt, iż świat do którego wracam ponownie (czy tego chcę,
czy nie) wchłonie mnie, jak czarna dziura w otchłań potrzeb, które wmówi mi, że
mam.
Braki powodują, że ludzie muszą
kombinować, radzić sobie na różne sposoby, stawać się kreatywni, komunikować
się ze sobą, … wygoda powoduje, że ludzie stają się bierni wobec jakiegokolwiek
wysiłku i nie czują potrzeby komunikacji, ponieważ są samowystarczalni. Jeszcze można w Afryce dostrzec komunikację
interpersonalną i „doświadczenie życia”. W Europie wszystko dzieje się już
niemal mechanicznie. To co boli, to
fakt, że Afrykańczycy kompletnie
nieświadomi konsekwencji, marzą o podążaniu
śladami Zachodu (dla nich Ameryki). Nie zdają sobie sprawy, jak bardzo zaszkodzą
wszystkiemu, co ma w ich kraju największą
wartość – Życiu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz