czwartek, 22 listopada 2012

Rwanda

Kiedy mówi się o Rwandzie, pierwsze skojarzenie to rok 1994 i ludobójstwo Tutsi dokonane przez plemię Hutu. I pomimo, że minęło 18 lat w dalszym ciągu Rwanda wielu osobom wydaje się państwem, nad którym ciąży widmo wojny. W końcu nie oszukujmy się, 18 lat to niewiele, żeby podnieść państwo po wojnie, w której zginęło ok. milion osób. Większość z nas oglądało film "Hotel Rwanda", który przedstawia obraz rzezi ludzi pochodzenia Tutsi. Osobiście polecam inny film "Kinyarwanda", wyprodukowany zupełnie niedawno (2011), a skupiający uwagę na czymś zupełnie innym - na wybaczaniu. Sama do teraz nie zwróciłam uwagi jak istotny wątek jest poruszony w tym filmie, dopóki nie odwiedziłam Rwandy osobiście. Teraz ten film ma dla mnie zupełnie nowe znaczenie. I chociaż nie chciałam o tym wspominać, to muszę to zrobić w tym miejscu, jeśli mam przekazać w zrozumiały sposób moje wrażenie po przybyciu do Rwandy.
Pominę kwestię oczywistą czyli fakt, że Rwanda jako "kraj tysiąca wzgórz" faktycznie takim krajem jest. Widoki piękne, kojące, cieszące oko i wprowadzające spokój ducha... I dokładnie tacy sami wydają się mieszkańcy tego kraju. 

Pierwsze wrażenie po przekroczeniu granicy i przejechaniu kilku kilometrów to zaskoczenie, jak czysty jest ten kraj (szczególnie jeśli wjechało się do niego od strony Tanzanii). Niesamowity porządek, który objawia się w postaci skromnych, ale często kolorowych domków, postawionych między palmami lub innymi drzewami w kolorze soczystej zieleni. Wokół domu wysprzątane podwórko, przystrzyżona trawka i wiele innych roślinek rosnących w pobliżu...
Kigali - stolica - to kolejne miłe zaskoczenie. Miasto oczywiście równie czyste, nowoczesne choć skromne. Nie uraczysz papierka na ulicy, za to wszędzie mnóstwo zieleni. Praktycznie na każdym skrzyżowaniu policjant lub/i żołnierz, który strzeże porządku w mieście. 


Mieszkańcy Rwandy niechętnie mówią o wojnie. Odnosi się wrażenie, że robią wszystko, aby obraz tragicznej przeszłości wymazać jak najszybciej z pamięci. I muszę powiedzieć, że skutecznie w tym kierunku działają. Widok dzisiejszej Rwandy w żaden sposób nie kojarzy się z wojną i nikt, kto wcześniej historii nie znał nie jest w stanie, będąc w Rwandzie domyśleć się, że ten kraj jeszcze dwie dekady temu był państwem, który kojarzy się tylko ze śmiercią. I kiedy tak sobie pomyślę, że Polacy do dnia dzisiejszego potrafią Niemcom czy Rosji wypomnieć drugą wojnę światową (o rozbiorach już nawet nie wspomnę) to tym bardziej chylę czoło przed tymi ludźmi, którzy 18 lat temu byli świadkami jak sąsiad zabija sąsiada, jak matka widzi śmierć dziecka, zabijanego przez mężczyznę, który kilka tygodni temu witał ją na ulicy i którzy  dzisiaj robią wszystko, żeby sobie wybaczyć i żyć razem w zgodzie. W końcu każdy kto ma więcej niż 18 lat jest dzieckiem tej wojny.
I to jest pierwsza kwestia, a zarazem podstawowa, która leżała mi na sercu podczas wizyty w Rwandzie. 


Kolejna kwestia, to coś co możemy określić mianem duszy Afryki. Śpiew. Bardzo często na Youtube możemy odnaleźć melodię, tudzież pieśni nazwijmy to uogólniając "afrykańskie". Zazwyczaj mamy wtedy na myśli piękne głosy kobiet i mężczyzn, rytm bębnów i taniec oczywiście. I nagle z dnia na dzień wskoczyłam w sam środek takiego "głosu Afryki". 
Jako, że mój pobyt w Rwandzie wiązał się ze zjazdem Taize, to był taki moment, kiedy jadąc w autobusie z młodzieżą z różnych części Afryki w kierunku głównego miejsca spotkania, zaczęliśmy się nudzić... I wtedy jakaś dziewczyna zaczęła śpiewać. A za nią cała reszta. W ciągu kilku sekund znalazłam się w samym środku zatłoczonego, wręcz zapchanego po same brzegi rozśpiewanego autobusu. Ale jak rozśpiewanego?? Do tej pory na Youtube nie znalazłam śpiewów, które dorównałyby tym w autobusie. Ludzie, którzy wątpię aby się wcześniej znali, zaczęli śpiewać jak profesjonalne chóry Gospel, a co najlepsze, nawet znaleźli przestrzeń (tu już chyba działała pomoc Boża) żeby klaskać, ba! tańczyć. Nagle znalazłam się  w samym środku koncertu, którego nie zapomnę do końca życia. Potem okazało się, że koncert powtarzany był codziennie i nie tylko w autobusie. Ci ludzie naprawdę posiadają potężny talent. I w takim momencie człowiek zadaje sobie pytanie: "Kto wymyślił teorię, że europejska kultura jest lepsza?" (pytanie retoryczne). Owszem mamy piękny dorobek kulturowy, ale to nie znaczy, że właśnie ten dorobek jest wyznacznikiem "wspaniałości". Każda kultura ma coś unikatowego. Może my mamy piękne, unikatowe dzieła warte dzisiaj miliony, gdy tymczasem Afrykańczycy mają niemal wszystko "made in China", ale oni mają też miłość do muzyki i tańców, które są również unikatowe na cały świat, gdy tymczasem my mamy Flashmob. Uzgodnijmy więc, że mamy remis :)

I teraz na życzenie kolegi opiszę wrażenie Tanzańczyków dotyczące Rwandy. Powiedziałabym, że reakcji nie było.  Poza reakcją na porządek i czystość. Pozwolę sobie tutaj wspomnieć, że Tanzania niestety jest  dość sporym wysypiskiem śmieci. I nie obawiam się tego pisać, ponieważ sami Tanzańczycy ani nie ukrywają, ani nie robią z tym nic żeby sytuację zmienić. Oczywiście można zwalić winę na rząd. Ba! Wina zawsze w pierwszej kolejności jest rządu. Ale jeśli mam odpowiedzieć na pytanie postawione na początku tego akapitu i wyjaśnić moje podejście do tej sprawy, to pozwolę sobie opisać moment przekroczenia granicy. 
Kiedy przekraczaliśmy granicę i wjeżdżaliśmy do Rwandy musieliśmy wyrzucić do koszy foliowe torby i  plastikowe butelki. Rząd w Rwandzie bowiem nie akceptuje przede wszystkim foliowych toreb (które swoją drogą są najpopularniejsze w Tanzanii). Grzecznie wszystko powyrzucaliśmy. Powrót ukazał natomiast zupełnie odwrotny efekt. Kiedy wjeżdżaliśmy do Tanzanii, moi przyjaciele z autobusu, którzy skrupulatnie gromadzili wszelkie śmieci pod nogami na trasie Kigali - granica państwa, zaraz po przekroczeniu granicy na "trzy cztery" otworzyli okna i zamaszystym ruchem pożegnali się z rwandyjskim dorobkiem. Tak więc parafrazując: "cudze chwalicie, za swoim tęsknicie".
Nie wiem co więcej mogę tutaj wspomnieć. Niestety obojętność, to jedyny rzeczownik jaki mogę tutaj użyć. Chociaż byłabym niesprawiedliwa kończąc na tym. Duży podziw ze strony Tanzańczyków do pieśni rwandyjskich i szacunek ze strony Tanzańczyków to historii Rwandy. W muzeum poświęconym pamięci ofiar wojny - Nyamata Memorial Site -  to Tanzańczycy byli tymi, którzy blokowali kolejkę w wyniku wnikliwego zapoznawania się z historią ludobójstwa. 
Swoją drogą warto wspomnieć, że oprócz wystawy poświęconej wojnie w Rwandzie, na innym piętrze obecne są wystawy prezentujące podobny problem w innych częściach świata. Co istotne, jedno pomieszczenie poświęcone jest nazistowskim obozom koncentracyjnym w Polsce. 
Kierując się etnocentrycznymi pobudkami zastanawiałam się, czy któryś z Tanzańskich znajomych wiedząc, że pochodzę z Polski zainteresuje się i zapyta o ten fragment historii mojego kraju. Ale nie doczekałam się. 

No cóż, ignorancja to choroba wszystkich kultur. Ale ten temat zostawię sobie na kolejny raz, bo to będzie długa i wyczerpująca refleksja - efekt obserwacji mieszkańców Dar es salaam, ale przede wszystkim rozmów z Tanzańczykami, które miały miejsce podczas tej podróży. Rozmów, które tak mnie jak i moim znajomym otworzyły oczy na wiele istotnych kwestii. 

P.S
Dla zainteresowanych załączam Trailer "Kinyarwanda" i gorąco polecam obejrzeć. Nasze kina nie oferują tego typu filmów, ale nie oszukujmy się w dzisiejszych czasach o dostęp nie trudno :)

GALERIA WKRÓTCE

2 komentarze:

  1. Mogę sobie tylko wyobrazić jak to jest znaleźć się w środku rozśpiewanego, roztańczonego tłumu ludzi...oj! jak ja ci tego zazdroszczę:-)
    p.s
    jeśli zdjęcia które wkrótce wrzucisz są równie piękne, jak te zamieszczone w poście, to czekam z niecierpliwością żeby je zobaczyć :-)!
    pozdrawiam,

    OdpowiedzUsuń
  2. Obserwator Rzeczy Ulotnych i Dziwnych12 lipca 2013 12:29

    Po tym jak przeczytałem podlinkowany niżej artykuł od razu przypomniał mi się wpis na tym blogu.
    http://www.tokfm.pl/Tokfm/1,103086,14253684,Tochman__W_Rwandzie_byli_ksieza__ktorzy_mordowali.html

    OdpowiedzUsuń