Przypomniała mi się jedna sytuacja na lotnisku w Istambule.
Czekając na samolot siedziałam sobie w towarzystwie licznej grupy muzułmanów i muzułmanek. Obok mnie siedziała chyba jakaś ważna osobistość wśród współwyznawców, ponieważ co chwila ktoś podchodził do niego i serdecznie witał. Następnie wołał innego współwyznawcę, który również owego ważnego jak mniemam muzułmanina witał, po czym wołał kolejnego etc. etc...
Obok siedziała żona. Ubrana w hidżab. Siedziała cicho. Nikt jej nie widział, nie słyszał, umknęła nawet mojej uwadze.
W pewnym momencie. Po procesie witania i pozdrawiania, ów ważny jak mniemam muzułmanin, podniósł się, żeby pójść po jakiś napój. Wtem odezwała się żona głosem nie znoszącym sprzeciwu: "Sit down!".
I ów ważny jak mniemam muzułmanin pokornie usiadł. I siedział tak. Jak długo? Nie wiem. Ale jak po godzinie zbierałam się do bramki, to jeszcze siedział...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz