czwartek, 23 sierpnia 2012

Przylot. I nic w tym romantycznego...;)


Powiada się, że pierwsze wrażenie po przylocie do Afryki, to zapach przypraw, albo uderzenie gorąca. Skąd się to wzięło? Chyba z Maroko. W każdym bądź razie jest to ponoć wrażenie, którego się nie zapomina i które jest bramą do innego świata.
W moim przypadku nic takiego nie było.  7 godzin lotu z Istambułu do Dar Es Salaam, po pierwsze było czasem odsypiania poprzednich 37 godzin, więc sporo nie pamiętam, a po drugie było nocą więc nic ciekawego nie widziałam. A potem wysiadka z samolotu i twarze zaspanej i zmęczonej obsługi. Kolejka po wizę. Odbiór bagażu. I szukanie Fr Augustina, który miał mnie odebrać. Znalazłam, przywitałam się, wsiadłam do samochodu i w drogę, do Don Bosco Youth Centre, gdzie miałam zamieszkać.  Dla odmiany usiadłam po lewej stronie kierowcy, bo ruch w Dar jest lewostronny. Na miejscu, szybko wzięłam kąpiel (akurat w Upandze – dzielnicy, w której zamieszkałam, odcięto wodę, więc wiaderka służyły pomocą). Była to najmilsza kąpiel w moim życiu. O 4.00 nad ranem zakończyłam ostatni etap mojej podróży do Dar Es Salaam, zamykając oczy i zapominając o bożym świecie. 



3 komentarze:

  1. za to widzę po zdjęciach, że widoki były (nie)ziemskie;)

    OdpowiedzUsuń
  2. dla takich widoków warto żyć :)

    OdpowiedzUsuń