Powiada się, że pierwsze wrażenie
po przylocie do Afryki, to zapach przypraw, albo uderzenie gorąca. Skąd się to
wzięło? Chyba z Maroko. W każdym bądź razie jest to ponoć wrażenie, którego się
nie zapomina i które jest bramą do innego świata.
W moim przypadku nic takiego nie było. 7 godzin lotu z Istambułu do Dar Es Salaam,
po pierwsze było czasem odsypiania poprzednich 37 godzin, więc sporo nie
pamiętam, a po drugie było nocą więc nic ciekawego nie widziałam. A potem
wysiadka z samolotu i twarze zaspanej i zmęczonej obsługi. Kolejka po wizę.
Odbiór bagażu. I szukanie Fr Augustina, który miał mnie odebrać. Znalazłam,
przywitałam się, wsiadłam do samochodu i w drogę, do Don Bosco Youth Centre,
gdzie miałam zamieszkać. Dla odmiany
usiadłam po lewej stronie kierowcy, bo ruch w Dar jest lewostronny. Na miejscu,
szybko wzięłam kąpiel (akurat w Upandze – dzielnicy, w której zamieszkałam,
odcięto wodę, więc wiaderka służyły pomocą). Była to najmilsza kąpiel w moim
życiu. O 4.00 nad ranem zakończyłam ostatni etap mojej podróży do Dar Es
Salaam, zamykając oczy i zapominając o bożym świecie.
Alea i acta est.
OdpowiedzUsuńza to widzę po zdjęciach, że widoki były (nie)ziemskie;)
OdpowiedzUsuńdla takich widoków warto żyć :)
OdpowiedzUsuń