Od początku mojego pobytu w Dar trasa, którą chodzę do pracy, nie zmieniła się. Jest już dla mnie tak utartym szlakiem, że niemal za każdym razem jestem w stanie przewidzieć kogo za chwilę spotkam na drodze. I tak oto w pierwszej kolejności chłopak czekający przy motorze na chętnego do podwiezienia piechura (oczywiście nie za darmo) - początkowo cały czas oferował mi swoje usługi, teraz tylko pozdrawia. Następnie trzech chłopców przy przejściu dla pieszych, pełniących rolę "porządkowych". Stoją ze znakiem STOP i zatrzymują samochody, aby piesi mogli przejść na drugą stronę. Ci chłopcy to dopiero było wyzwanie. Poważne miny, bo poważna praca. Codziennie przechodząc przez przejście dla pieszych uśmiechałam się do nich i wołałam "Mambo". Jeden zawsze twardo mnie ignorował, drugi był obojętny na wszystko dookoła, trzeci natomiast nieśmiało się do mnie uśmiechał. Dzień po dniu nie poddawałam się i niesamowite było to, że codziennie schemat się powtarzał. W końcu przełom! Cała trójka na "Mambo" z szerokim uśmiechem odpowiedziała "Poa". Cóż za piękny początek dnia :) Potem spotykam pana w niebieskiej kurtce, który idzie z naprzeciwka, zawsze z zaciągniętym kapturem na głowie. Potem jest biegacz - rastaman; następnie ochroniarz, z którym zawsze zamieniam kilka słów; no i na koniec wspomniany już przeze mnie muzułmanin.
Cała ta sytuacja wydaje się być sielankowym spacerkiem z domu do pracy... I tak w zasadzie jest. Cały ten spacer ma jednak drugie dno. Jest to ciągła świadomość niebezpieczeństwa, które na mnie czyha na trasie którą idę.
Otóż to co warte jest wzmianki, to ciągłe niebezpieczeństwo rabunku, którego można paść ofiarą .
Kwestia kradzieży jest tu bardzo powszechna, szczególnie wśród "białych" rezydentów Dar Es Salaam. Nie ma co ukrywać, że bardzo często to właśnie oni padają ofiarą rabunku. Na facebooku została założona nawet strona ofiar wszelkiej maści przestępstw w Dar Es Salaam: "I've been a victim of a crime in Dar", gdzie ofiary napadów dzielą się swoimi doświadczeniami. Obecnie jest już 184 członków i liczba wciąż rośnie.
Znalazłam tam ciekawy wpis dotyczący porad jak zachowywać się na ulicy, aby ograniczyć ryzyko stania się ofiarą rabunku. Podpisuję się pod tym obiema rękami, bo sama staram się przestrzegać wszystkich tych zasad i są one jak najbardziej przydatne:
1. Kiedy jesteśmy w samochodzie i stoimy na światłach, nie należy otwierać okien. Dotyczy to jazdy własnym samochodem, jak i taksówką. Jeśli taksówkarz nie zamyka okien i nie blokuje drzwi, należy tego od niego zażądać, jeśli w dalszym ciągu nie wyraża zgody, warto zmienić taksówkę.
2. Dobrze jest jeździć taksówkami poleconymi przez zaufanych znajomych i w razie potrzeby dzwonić konkretnie do tych taksówkarzy. Dość ryzykowne jest wsiadać do pierwszej lepszej taksówki, szczególnie nie oznakowanej. Obecnie w Dar dość popularna stała się nowa forma rabunku - porywanie w nieoznakowanych taksówkach klientów, wożenie ich po mieście i zmuszanie do wybrania wszystkich pieniędzy z bankomatów, z wszystkich kart jakie ofiara posiada.
Warto też zwrócić uwagę, jeśli taksówkarz dzwoni do kogoś podczas jazdy. Szczególnie jeśli widzi on, że mamy dobry telefon, dużo pieniędzy lub laptop. Dlatego też
3. Podczas jazdy samochodem, taksówką lub tym bardziej bajaj, nie wolno mieć na widoku żadnych toreb, komórek, laptopów....
4. Idąc na piechotę należy trzymać się jak najdalej od drogi. Telefon schowany, najlepiej nie chodzić z laptopem czy aparatem. Jeśli niesiemy torbę, należy ją trzymać po stronie przeciwnej niż ruch uliczny.
Co istotne. Może się wydawać, że posiadając torbę, którą łatwo ściągnąć z ramienia lub wyrwać z ręki, bardziej ryzykujemy - lepiej więc mieć torbę przewieszoną na bok, lub mocno przymocowaną. Ostatnie przypadki pozwalają mi jednak poddać w wątpliwość tą metodę. Otóż zazwyczaj złodzieje dokonują napadów podczas jazdy samochodem lub motorem. To nie jest biegnący złodziejaszek, który jak mu się nie uda, to biegnie dalej. Ci złodzieje, jak złapią za torbę to nie puszczają. Upartość ofiary może więc (aczkolwiek nie musi) zakończyć się następująco: albo ręka zostanie pocięta maczetą/nożem jeśli ofiara nie puści torby; albo ofiara będzie ciągnięta za odjeżdżającym samochodem, dopóki sama nie uwolni się z własnego bagażu. Nie warto więc ryzykować życiem dla kilku dokumentów i komórki (swoją drogą warto wszelkie dokumenty mieć zawsze skserowane). Lepiej więc ograniczać noszenie dóbr osobistych przy sobie. Ja osobiście stosuję metodę noszenia przy sobie tylko tego co wiem, że mogę stracić i płakać specjalnie nie będę. Poza tym noszę torbę, z której łatwo się uwolnić. Dzięki temu złodzieje wezmą co chcą, szczęśliwi odjadą, a ja zostanę goła i wesoła, ale z dużą szansą przeżycia.
Ponadto wszystkie inne metody, które tu wymieniłam również osobiście stosuję. Sama mam nawyk stosowania tych metod w taki sposób, że nawet nie zastanawiam się nad pewnymi czynnościami. Np. idąc do pracy ruch uliczny mam po lewej stronie, ale w pewnym momencie, przechodząc przez jezdnię ruch mam po prawej stronie. W czasie zmieniania strony bardzo szybko i płynnie zmieniam położenie torebki. Robię to tak odruchowo, że nawet nie zastanawiam się nad tą czynnością. I przede wszystkim należy to robić bardzo subtelnie. Nerwowe przekładanie czy rozglądanie się tylko prowokuje potencjalnych złodziei. Skoro tak bardzo coś chowamy, tzn. że mamy coś wartościowego. Należy więc być zawsze pewnym siebie, ruchy mieć pewne, szybkie, płynne, wykonywane niemal nieświadomie z dużą dozą obojętności.
Dlaczego to opisuję? Przede wszystkim nie jestem afroentuzjastką, staram się być realistką. Dar jest miastem pełnym kontrastów. W porównaniu do innych miast Afryki jest w miarę bezpieczne. Problem polega jednak na tym, że nie ma tutaj czegoś takiego jak prewencja, jak szybki i sprawny wymiar sprawiedliwości. Jeśli jesteś napadnięty, idziesz na policję, czekasz na spisanie raportu... czasami nie możesz się doczekać, bo osoba, która obsługuje komputer dzisiaj ma wolne. Jeśli jesteś ranny, nie pomogą ci w szpitalu, dopóki nie masz raportu z komendy policji... i tak koło absurdu się toczy ...
Policja nawet jeśli złapie złodzieja, wypuszcza go bardzo szybko, czasem nawet na drugi dzień. Dlatego też bardzo często społeczeństwo samo wymierza tutaj sprawiedliwość...na ulicy. Nie ma jednak pewności, że ci ludzie zareagują np. w sytuacji, kiedy ty będziesz potrzebować pomocy. Czasami więc reakcja miejscowych jest zadziwiająca. Potrafią przyblokować samochód, wywlec złodzieja na ulicę i niemal zlinczować (warto więc być ostrożnym kiedy oskarżamy kogoś o kradzież). Czasami jednak na oczach kilkudziesięciu świadków zostaniesz obrabowany i nikt nic nie zrobi, bo każdy boi się o własne życie.
Nie warto jednak żyć w ciągłym strachu, który paraliżuje i nie pozwala na normalne funkcjonowanie. Trzeba być realistą, zdrowo myślącym, świadomym mieszkańcem miasta: nie prowokować, nie chodzić samemu wieczorami, nie afiszować się z dobrami materialnymi.
Nie zawsze to pomaga. Bo jak ktoś chce okraść, to znajdzie sposób. Ale w każdym miejscu na świecie trzeba mieć głowę na karku. Również ja mogę ją stracić pewnego dnia: popełnię błąd, sprowokuję, mogę mieć pecha...
Kiedy jedziemy do innego kraju, kiedy uczymy się miejscowej kultury, nabywamy nie tylko wiedzy dotyczącej folkloru, ale też wiedzy dotyczącej faktycznego funkcjonowania w tej kulturze. Czasami przetrwania w niej. Bo kultura to również (albo przede wszystkim) ulice miasta. Bardzo często są to ulice znacznie różniące się od tych, które my znamy w naszym mieście, które np. ja znam w Krakowie - mieście, gdzie mogłam wyjść do parku i na ławeczce spokojnie popracować na moim laptopie...