niedziela, 2 września 2012

Spacerkiem...


Jeżeli mam już wspomnieć o jakimkolwiek szoku kulturowym, doznanym przeze mnie podczas przyjazdu do Dar, to zdecydowanie zaliczam do niego ruch na drogach.
Jak już wspomniałam, do Upangi chodzę spacerkiem. Ponieważ trasa, którą się poruszam do najkrótszych nie należy, mam czas aby poobserwować tak pieszych jak i kierowców.
Jedno, co mogę stwierdzić, to fakt, że poruszanie się po drogach Dar Es Salaam, to walka o przetrwanie. Usłyszałam wprawdzie komentarze od miejscowych, że prawo jazdy mało kto tu ma (tzn. ma, ale kupione), ale kwestia kierowców nie jest tutaj jedynym problemem…
Przede wszystkim nie istnieje coś takiego, jak chodnik dla pieszych. Tzn. „chodnik” istnieje, ale nie tylko dla pieszych czy rowerów. Po owym „chodniku” mogą również jeździć sobie samochody. Idąc więc (w moim początkowym mniemaniu) „chodnikiem” myślałam, że jestem bezpieczna, dopóki nie ‘zatrąbił mnie’ samochód. Jak się okazało, panowie policjanci zrobili sobie skrót i byli mocno poirytowani, że pomimo ciągłego trąbienia nie zeszłam im z drogi. Żeby było jasne: tutejsze samochody to głównie Toyota pick- up, itp. – nie warto więc za bardzo wchodzić im w drogę. Ponadto, żeby również było jasne, policyjny samochód nie był w tym momencie pojazdem uprzywilejowanym. Pomyślałam sobie jednak „policjanci, to pewnie mogą”. Ależ skąd! Potem zauważyłam, że każdy tak może, jeśli ma na tyle zdolności ‘lawiracyjnych’, by przecisnąć tego typu auto pomiędzy słupkami, rowami i pieszymi.
Używanie klaksonu. Notoryczne: podczas wyprzedzania, omijania, przyśpieszania, sugerowania „zejdź mi z drogi” etc. 
Światła są. I tyle. Rzadko kiedy działają. Ruchem, szczególnie rano, kierują jak mniemam policjanci. Ale współpracę „stróżów ulicznego porządku”  z pieszymi porównałabym do systemu demokracji. Obywatele swoje, a rząd swoje.
Pamiętam, jak w Krakowie policjanci chcieli dać chłopakowi mandat, ponieważ przekroczył ulicę 5 metrów od przejścia dla pieszych. Tutaj piesi przebiegają między samochodami, na dwupasmówce, 5 metrów od policjanta, 10 metrów od przejścia. I nikogo to nie obchodzi. Jak się uda przebiec. Szczęście!
Generalnie sprawa wygląda tak: piesi nie mają żadnych praw na ulicy. To, jak idą i czy dotrą, zależy tylko od tego jak sprytni potrafią być.

P.S
Niestety nie udało mi się zrobić zdjęcia Toyoty pędzącej po chodniku. Nie wiem czy w ogóle mi się uda. Trasa, którą chodzę, to teren, gdzie jest zakaz fotografowania, głównie dlatego, że przy drodze znajdują się ambasady.




2 komentarze:

  1. Ruch uliczny w krajach arabskich jest wielką samowolką i chaosem, jak się okazuje w afrykańskich również, choć nie jestem pewna, czy aż do tego stopnia (proszę o weryfikację). Główną determinantą będzie zapewne liczba samochodów na drogach. Zaobserwowałam również wiele interesujących przejawów tego chaosu jak: tworzenie dobrowolnej liczby pasów ruchu na rzekomo ograniczonych, już istniejących; podobnież używanie klaksonów w każdej sytuacji (m.in. wymijania - służy to zasugerowaniu, że zamierzamy przejechać obok innego pojazdu, ażeby on w tym czasie nie zechciał zmienić toru jazdy, lusterka bowiem są dla picu), w przypadku środków komunikacji (małe autobusy/duże busy) jazda z otwartymi na oścież drzwiami, zasada "kto szybszy ten lepszy", wożenie na dachu wszystkiego-co-się-da, jazda pod prąd oraz prostopadle w "godzinach szczytu".
    Przykład ruchu samochodowego w Libanie:
    http://pokazywarka.pl/tjken8/

    OdpowiedzUsuń
  2. W Tanzanii uważają, że w Indiach jest gorzej....;)
    Klaksony - jak najbardziej służą dokładnie do tego celu, który przedstawiłaś; jazda przy otwartych drzwiach i wykrzykiwanie nazwy przystanków; jazda pod prąd jak najbardziej, przy czym po chodniku - co wyjaśnia postawienie na chodniku znaku z przekreśloną ciężarówką.:)

    OdpowiedzUsuń